piątek, 23 października 2015

Labirynt Luster - Rozdział 4



Razem usiedliśmy na ławeczce. Noc była ciepła jak na tą porę roku, a może to mi było gorąco, po wielu emocjach jakie zafundował mi dzisiaj los.
Nie jestem fanem piwa. W ogóle to raczej nie pijam alkoholu. Nie chodzi tylko o to, że nie powinnam, bo jestem niepełnoletnia. Nie ciągnie mnie do procentów. Może z czasem się to zmieni.
- Jak masz na imię dziewczynko? - To pytanie mi nie podeszło. To że mam szesnaście lat, nie oznacza, że jestem dziewczynką. Wyglądam bardziej jak kobieta, niż gówniara.
- Po co ci ta informacja?
- Chcę wiedzieć jak mam się do ciebie zwracać. Jeśli mi nie powiesz, to będę mówił dziewczynko.
O nie, tego zwrotu nie zniosę, ale imienia też nie powiem. Dopóki nie widziałeś mojej twarzy moja kompromitacja może nie wyjść poza ten placyk.
- Możesz mi mówić Niewidzialna. - Na to odpowiedział mi jego śmiech.
- Rozkoszna z ciebie osóbka. Niech Ci będzie, Niewidzialna.
- A ja, jak mam się zwracać do ciebie? - No skoro on zapytał to i ja mogę. W ten sposób będę wiedziała kogo unikać w przyszłości.
- Ja jestem Nieznajomy. - Podał mi dłoń. - Miło cię poznać.
Teraz to ja się zaśmiałam. Skubaniec nie dał się podejść.
- Mi również, Nieznajomy.
Początkowo rozmawialiśmy na luźne tematy. Popisywaliśmy się przed sobą znajomością konstelacji gwiazd, później sami wymyślaliśmy co można by z nich ułożyć. Nawet nie wiem kiedy w ręce trzymałam drugą butelkę piwa. O dziwo smakował mi alkohol, którego unikałam do tej pory. Nie potrafię powiedzieć skąd wzięła się ta lekkość rozmowy z nim. Tak jakbym znała go od dawna. Ponieważ on nie wiedział kim jestem, czułam się jak Hinata Hyuga, która stara się wszystkimi wmówić, że nie jest ani Hyuga ani Terumi. Pod tą postacią zawsze dobrze się bawię. Musiałam tylko dopilnować, aby on nie ujrzał mojej twarzy w świetle, wtedy wiem, że mnie nie rozpozna w szkole, ani na ulicy, a to spotkanie pozostanie jedynie naszym wspólnym wspomnieniem.
Czas leciał bardzo przyjemnie.
- Przyszłaś tu sama czy z kimś? - Padło pytanie w moją stronę. Właściwie moja odpowiedź nasunęła się błyskawicznie.
- Z Różową Burzą. - On zaśmiał się słysząc moje słowa.
- Ciekaw jestem kto wam wymyśla te ksywki. Niewidzialna i Różowa Burza, to musi być ciekawe połączenie.
- Ona nie wie, że ja ją tak nazywam.
- A kim ona jest? - Cwaniak, zadaje za dużo pytań, a ja nie mogę udzielić mu odpowiedzi, by się nie zdemaskować.
- Na to pytanie ci nie odpowiem. Zbyt dużo chciałbyś wiedzieć, Nieznajomy. - Niech spada! Przez tyle lat nauczyłam się omijania niewygodnych pytań i uważania na każde słowo. Nie podejdzie mnie tak łatwo.
- Mam propozycję. - Ponownie się podniósł i ze skrzynki, której wcześniej w ogóle nie zauważyłam coś wyjął. Idąc w moją stronę kilkukrotnie odbił piłkę o beton. - Będziemy rzucać do kosza. Ten kto trafi może zadać pytanie na które drugi odpowie. Zaczynamy! - No nie wierzę, że on to mówi poważnie.
- Ty tak na serio? - Musiałam zapytać bo aż ciężko mi uwierzyć, że oto obcy facet proponuje MI grę w kosza.
- Jasne! Chodź do mnie, Niewidzialna.
O zgrozo! On nie żartował. Wytrzymałam chyba z dziesięć sekund, po czym zaczęłam się śmiać jakby opowiedział najzabawniejszy kawał na świecie. Pewnie gdyby nie to, że było ciemno, to dostrzegłabym na jego twarzy niezrozumienie. Piłam już trzecie piwo i dość łatwo wpadałam w wesoły humor.
- Co cię tak rozbawiło? - Zapytał normalnie. Nie odczułam żadnych oznak nabijania się, czy też złości.
- Ty, a raczej twoja propozycja, na którą nie mogę się zgodzić. - Dalej byłam rozbawiona.
- Boisz się moich pytań? - Stał już przede mną trzymając piłkę pod lewą pachą. Teraz odczułam, że jego to bawiło.
- Nienawidzę kosza. Pewnie w całej szkole nie ma gorszego zawodnika ode mnie. Godząc się na taki układ, automatycznie skreśliłabym szanse na zapytanie ciebie o cokolwiek.
- Co ty gadasz? Nie możesz być aż tak kiepska, w końcu i ty trafisz w obręcz. Koszykówka jest fajna.
- I niebezpieczna, a ci co w nią grają, są jak piranie. - Moja wypowiedź nawet mnie rozśmieszyła. On śmiejąc się, aż kręcił głową z niedowierzaniem, jakiego właśnie użyłam porównania.
- Skąd ty bierzesz te wszystkie teksty? Powinnaś zostać komikiem.
- O nie! Już wystarczy, że zrobiłam z siebie błazna przed tobą. - Ponownie przypomniałam sobie piosenkę o mucholocie.
- Nie było tak źle. A wracając do kosza, to może powiesz mi czemu uważasz, że piranie w niego grają.
- Bo to prawda i nawet mogę ci to udowodnić. - Wiem co mówię. Nie rzucam słów na wiatr.
- To udowodnij.
Wstałam, zdjęłam kurteczkę i wyciągnęłam telefon. Gdy odblokowałam moje cudeńko elektroniczne, światłem bijącym z wyświetlacza skierowałam na moje ręce.
- Ta dam! Oto dowód! - Chłopak pochwycił moją rękę i delikatnie ją obracając oglądał czerwone prążki jakie jeszcze mi pozostały po w-fie z piątku.
- I to ci zrobiły te piranie?
- Koleżanki z klasy podczas gry w kosza. Różowa Burza jest z nich najgorsza. Na szczęście ona zawsze jest ze mną w drużynie i mnie nie drapie. - Ponownie zaczął się śmiać. Pochwycił swoją butelkę z piwem i lekko stuknął w moją.
- No to pijemy za Różową Burzę i za to, że gra w dobrej drużynie.
Jak tylko upiliśmy część piwa, on zabrał moja butelkę i odstawił na ławeczkę. Uparł się, aby sprawdzić czy faktycznie jestem tak kiepska, czy może próbuję go wkręcać. Widząc, że nawet piłki nie wiem jak złapać, aby rzucić, zaczął mnie uczyć. Było zabawnie gdy to robił. Stanął za mną i próbował odpowiednio ułożyć moje dłonie. Jestem mało pojętnym uczniem jeśli chodzi o koszykówkę. Dodatkowym utrudnieniem była obręcz kosza, prawie niewidzialna dla mnie. Nieznajomy mógłby zapalić światło, ale wtedy mogłoby ono przyciągnąć ciekawskich imprezowiczów, a tego nie chcieliśmy oboje. Śmiejąc się, żartując i udając że gramy otworzyliśmy kolejne butelki z piwem. W moją stronę padło pytanie, czy jestem kiepska w każdym ze sportów, czy może jest coś co lubię. Dając się ponieść opowiedziałam mu jak uwielbiam pływać, ale nie bardzo mam z kim, bo moja przyjaciółka woli obserwować pływających facetów, niż sama pomachać rączkami we wodzie. Temat rozwinął się dalej. Zdradziłam mu nawet to, że to najlepszy sposób abym się zrelaksowała i wyciszyła. On przyznał, że zdecydowanie bardziej woli koszykówkę, ale z bratem chodzi regularnie na basen. Rozmawiało nam się swobodnie. Przedyskutowaliśmy prawie każdą z dyscyplin sportu. Okazało się, że on lubi jeździć na snowboardzie, a w jego rodzinie to już tradycja, że w Nowy Rok jadą pozjeżdżać ze stoku. Ja bardzo długo uczyłam się jazdy na nartach, ale teraz gdy już mam opanowane podstawy, to lubię pośmigać od czasu do czasu.

Nawet nie wiem kiedy zaczęliśmy tańczyć. Nieznajomy zabrał mi butelkę z piwem twierdząc, że już mi wystarczy. Poczułam się urażona. Może i wypiłam sporo jak na pierwszy raz i nie wiem, która to butelka, bo pogubiłam się w rachunku, ale nie ładnie tak po prostu zabierać. Jakby było mało, to sam zaczął pić MOJE PIWO. Tak nie wolno!
- Oddawaj! - Uniosłam głos, starając nadać się powagi do mojej wypowiedzi.
- A jak nie oddam to co? - Chyba spodobało mu się przekomarzanie ze mną, bo robił to coraz częściej.
- Będzie kara.
- Wrrrrr,... Jaka? - Odpowiedział mi bardzo zadziornie. Staliśmy, a w zadanie bujaliśmy się, na przeciwko siebie. Jedną ręką obejmował mnie w pasie, a w drugiej trzymał butelkę z piwem.
- Będziesz musiał zaśpiewać coś głupiego. - Nie czekając na odpowiedź chciałam odzyskać piwo. Nie bardzo mogłam je wyrwać z jego ręki, ale dałam radę przechylić butelkę i wziąć porządnego łyka do buzi.
- Jak na przykład: Leci mucha w mucholocie… - Zaczął nucić do jakieś zmyślonej melodii, bo pewnie nie pamiętał dobrze jak ja to śpiewałam.
Rozbawił mnie tak bardzo, że parsknęłam piwem wprost na niego. Czy mogłam zrobić coś jeszcze bardziej głupiego? Niech żyje Niewidzialna Hinata, która  właśnie opluła Nieznajomego!
- O rany! Przepraszam! Nie chciałam. - Rękami zaczęłam gładzić po jego koszulce tak jakbym mogła w ten sposób wytrzeć mokrą plamę.
- Nic się nie stało. - Cały czas wydawał się rozbawiony.
- Ja ci ją wypiorę, albo zapłacę za pralnie. Przepraszam. - On się śmiał a ja panikowałam jakbym zrobiła coś strasznego. W końcu odrzucił butelkę na trawę, złapał mnie za nadgarstki i odsunął moje ręce od siebie.
- Przecież mówiłem, że nic się nie stało. Może mi nie uwierzysz, ale w domu mam pralkę i nawet wiem jak ją włączyć. - Wybuchłam śmiechem. Te jego teksty rozwalają mnie na maksa. - Już się uspokoiłaś?
- No. - Teraz i mnie zaczęło to bawić. - Wiesz, że cię oplułam? - Wypowiadając te słowa sama zaczęłam się głośno śmiać.
- Mam tego pełną świadomość.
- I co teraz?
- Chyba powinienem się przebrać.
- A masz przy sobie zapasową koszulkę?
Jaki on jest śmieszny. Stoi opluty i się cieszy, jakby dostał prezent. Pewnie to za sprawą piwa ma taki dobry humor. Gdyby tylko wiedział, że opluła go Hinata Hyuga, to by była dopiero sensacja na cały świat.
- Nieeee - przeciągnął ostatnią samogłoskę dodając swojego specyficznego komizmu odpowiedzi. - Może ty coś masz?
- Też nie.
- Mam pomysł. Pójdziemy do tego dużego domu, z którego gra muzyka i tam coś dla mnie upolujemy. Wchodzisz w to? - To zabrzmiało jak wyzwanie.
- Jasne! - Takie skradanie jest bardziej w stylu Hanabi, ale ona często mnie wciąga w tego typu zabawy.
- No to idziemy! - Pochwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę ścieżki.
- Poczekaj! Nie możemy tak po prostu iść! - Zaparłam się, by nie mógł iść dalej.
- A to niby dlaczego?
- No jak to dlaczego? - Zapytałam się go jakby był największym idiotą, którego kiedykolwiek spotkałam. - Bo ja jestem Niewidzialna. Jak pójdziemy tędy, to wszystko popsujemy.
- ACH! Faktycznie nie możemy iść tędy. Za mną!
Teraz skierował nas inną drogą. Cały czas nie puszczał mojej ręki, a dodatkowo asekurował mnie, gdy się potykałam. Co ja bym dała za adidasy. Mam nadzieję, że on wie gdzie idzie, bo ciemno jak cholera, a mi nieco kręci się w głowie. Coś mi się wydaje, że za dużo dziś wypiłam. Kiedy doszliśmy do rzeczki, zapytał czy dam radę przeskoczyć, ale mnie akurat w tym momencie dopadł atak śmiechu. Skakać w lesie, w sukience, w butach na obcasie i wszechogarniającej ciemności. I kto tu ma zadatki na komika? Gdy oboje się uspokoiliśmy, on wziął mnie na barana i przetransportował na drugą stronę. To chyba bardziej był strumyk niż rzeczka. Nie wiem, bo dla mnie było zdecydowanie za ciemno, a świat był zbyt mało wyraźny. Jakiś czas jeszcze mnie niósł nim sama stanęłam na nogach. Kilka razy prawie się wywaliłam. Za każdym razem nabijał się, że jestem ciamajdą, a ja nie byłam mu dłużna i szczypałam go za każdą złośliwą uwagę. Zaproponowałam nawet zamianę na buty. Ciekawa jestem, czy on by tak brykał, gdyby miał przeprawiać się przez las w obcasach. Nie zdecydował się na spróbowanie. Nie wiem ile trwała nasza przeprawa, zanim stanęliśmy blisko domu. Przy wejściu kręciło się dużo osób. By uchronić się przed rozpoznaniem, Nieznajomy pociągnął mnie w stronę małych drzwi na uboczu. Zaczął coś gadać, że się włamiemy i jakimś cudownym sposobem otworzył zamek. Zdążyliśmy się schować za drzwiami, zanim pojawiły się osoby, które wyraźnie zbliżały się w naszą stronę. Aby stłumić mój śmiech, zasłonił mi usta lekko przyciskając do drzwi. To prawdopodobnie była piwnica. Później zapytał, czy teraz może zapalić światło. Nie uzyskał mojej zgody. Nie wyglądało na to, że jakoś szczególnie mu to przeszkadza. Zanim znaleźliśmy się na parterze, po drodze poprzewracaliśmy parę rzeczy. Coś się nawet potłukło. Takie skradanie powiększało tylko mój szampański humor. W życiu bym nie pomyślała, że mogę bawić się tak dobrze z kimś obcym. Niezauważeni znaleźliśmy się w pokoju na piętrze.
- Myślisz, że to jest pokój Sasuke? - Jak tylko tu weszłam, to pytanie samo mi się nasunęło.
- Możliwe, a co?
- Nic, po prostu jestem ciekawa. - Dłońmi zaczęłam badać jak jest urządzony. - Sakura będzie mi zazdrościć, jak się dowie, że byłam w jego pokoju.
- Czyżbyś była jego fanką?
- Ja? - Parsknęłam śmiechem. - Nigdy w życiu! On mnie trochę przeraża.
- Tu też nie wolno mi zapalić światła? - Zapytał tak jakby już znał odpowiedź, jednocześnie kończąc poprzedni temat.
- Psujesz zabawę! Coś się tak na to światło uparł? - Trochę zaczęło mnie to już irytować.
- Po prostu nie wiem jak założyć koszulkę. Jest ciemno i nie widzę gdzie jest przód.
- Musisz znaleźć drapkę. - Co za głuptas. Przecież to proste.
- Co mam znaleźć? - Zapytał wesołym tonem.
- Drapkę. - Parsknął śmiechem i podszedł do mnie.
- To weź mi znajdź. - Podał mi koszulkę, którą upolował w tym pokoju.
Przyznaję się, że nie było to takie proste jak zakładałam. Może przez to, że było ciemno a moja głowa płatała mi figla. W końcu znalazłam to czego szukałam i podałam mu próbując jego ręką wskazać na poszukiwaną rzecz. On ponownie zaczął się śmiać.
- Chodziło ci o metkę? No w życiu bym się nie domyślił znaczenia twojej drapki. - Nabijał się ze mnie bez jakichkolwiek oporów.
- Nie drapała cię nigdy? Bo mnie czasem drapią, dlatego dla mnie to jest drapka.
- Tak? A gdzie cię drapią?
- Najczęściej przy majtkach, więc je odpruwam. - Dopiero, gdy ponownie wybuchnął śmiechem, ja zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałam. - Nie śmiej się ze mnie! - Po alkoholu za bardzo rozwiązuje mi się język. To najważniejsze z moich spostrzeżeń dzisiejszego dnia. Palcem zaczęłam go szturchać, a mój język paplał dalej. - Co to? - Nieco zaskoczyła mnie faktura którą dotykałam.
- Ja, a dokładniej moja pierś. - Odpowiedział dalej rozbawiony. Nawet nie wiedziałam, że już zrzucił oplutą koszulkę.
- Twardy jesteś. - To było moje zbyt osobiste spostrzeżenie. On się chyba już nie przestanie ze mnie śmiać. Nawet mi to nie przeszkadza, bo i ja mam niezły ubaw z nim. To pierwsza impreza w Japonii, na której tak dobrze się bawię.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo dwuznacznie to zabrzmiało?
- Nie. - Nie bardzo rozumiałam, co on ma na myśli. - Skoro jesteś taki twardy, to znaczy że masz mięśnie.
- Rozbrajasz mnie, Niewidzialna dziewczynko. Nie jesteś ciekawa kim jestem?
- Ja wiem kim jesteś. - Tacy umięśnieni faceci kojarzą mi się z Nejim, a on z kolei z ochroniarzami. Mój tok myślowy poszedł lawinowo.
- No to powiedź kim jestem.
- Jesteś moim ochroniarzem. Przyszedłeś na imprezę, by pilnować, aby nic mi się nie stało. Tylko nie mów mojemu tacie, że się spiłam, bo będzie zły i zabierze mnie do domu.
Na tą chwilę byłam w stu procentach pewna mojej teorii. On przysunął się bliżej mnie. Rękoma delikatnie oplótł mnie w pasie, a głowę zbliżył do mojego ucha.
- Nie powiem. - Ton jego głosu się zmienił. Teraz zabrzmiał poważnie. Dźwięk był o wiele niższy niż wcześniej.
- Obiecujesz? - Jego bliskość wywołała we mnie dziwne uczucia. Nie mogę ich nazwać, bo ich wcześniej nie znałam.
- Obiecuję.
To jedno słowo wypowiedział mi prosto w usta, później już nic nie usłyszałam. Poczułam jego ciepłe i delikatne wargi na swoich. Kolejne kompletnie nie znane mi uczucie, ale tak przyjemne, że nie mogłam nic więcej zrobić niż pozwolić samej sobie zatracić się w tym długim i rozkosznym pocałunku.

* * * * *

To jeden z moich ulubionych rozdziałów. Śmiało mogłabym go nazwać sercem tej historii, bo od niego wszystko się zaczęło. Najpierw wpadł mi do głowy pomysł na tą scenę, a reszta dopiero z czasem wyklarowała się i nabrała finalnej formy.
Co Wy o tym sądzicie?


Na boku znajduje się ankieta dotycząca kolejnego opowiadania. Zapraszam do wzięcia w niej udziału. Możliwe jest zaznaczenie więcej opcji.

No i ostatnia z ważnych informacji. Ponieważ odpowiedź na pytanie: "Dlaczego Hinata nazywa się Terumi?" nie padnie zbyt szybko w treści opowiadania, na stronie Labirynt Luster pojawił się wstęp z wyjaśnieniem. To oczywiście dla chętnych.

Pozdrawiam i zapraszam do komentowania :))




5 komentarzy:

  1. Cudny i długi! Podziwiam cię za tak częste dodawanie rozdziałów o tak wspaniałej jakości!


    P.S Wiem ,że to Itachi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyś nie dała obrazka do spisu rodzizałów byłboby to mniej oczywiste xD

      Usuń
    2. Hehe :-) wiem, że ten obrazek sugeruje wystarczająco dużo :-)
      Dziękuję za pochwałę. Cieszę się, gdy podoba się innym to co piszę. Twoja opinia wiele dla mnie znaczy.

      Usuń
  2. To było takie mraśne :3 Tak się szczerzyłam do laptopa podczas czytania aż rodzinka pytała się czy ze mną na pewno wszystko w porządku XD Czekam na więcej takich scenek!! <3
    Weny!
    ~~Aya~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że to nie jedyna taka scena w tym opowiadaniu ;-)
      Choć na następną będzie trzeba troszkę poczekać :P

      Usuń