piątek, 8 stycznia 2016

Labirynt Luster - Rozdział 16



Nie lubię się spóźniać i nie lubię spóźnialskich. Czekam przed domem od dziesięciu minut, a Uchihy nie ma. Nie mam jego numeru telefonu, ale nawet gdybym miała, to bym nie dzwoniła. Może on jeszcze śpi, a ja głupia czekam tu z ciężką siatką książek z matmy. Usłyszałam warkot motoru, a po kilku sekundach zauważyłam nadjeżdżający pojazd. Itachi zatrzymał się blisko mnie i po chwili stał już przede mną. Spojrzał na moją karcącą go minę, a następnie na zegarek.
- Przepraszam za spóźnienie. Później się wytłumaczę. - Uniosłam brwi do góry, a miną zasugerowałam mu, że raczej w to wątpię, skoro tak mówi. - Co tam masz w tej siatce?
- Książki z matmy? - Odpowiedziałam w formie pytania, aby zasugerować mu, że jego zdanie jest nie na miejscu i sam powinien znać odpowiedź.
- Pokaż mi to. - Zabrał mi siatkę z rąk i zaczął przeglądać zawartość. - Rety, dziewczyno! Nic dziwnego, że dostałaś lufę. Po co ci te śmieci? - W siatce zostawił tylko zeszyt od matematyki, notatnik i coś do pisania. Resztę podał mi do ręki. - Idź to odnieś, bo nie będzie potrzebne.
- Wiesz co, oddaj mi to. - Wyciągnęłam rękę aby mu zabrać resztę moich materiałów dydaktycznych, ale on odsunął się by mi to uniemożliwić. - No dawaj!
- Co się nagle stało? Dlaczego się zdenerwowałaś? - No co za burak! Jeszcze się pyta co się stało.
- Bo ty sobie ze mnie jaja robisz, a ja mam jeszcze sporo nauki przed sobą.
- Nie robię sobie z ciebie jaj, po prostu nic poza tym - i tu podniósł siatkę do góry, aby pokazać o czym mówi - nie jest potrzebne. Ja przez cały czas jak jestem w liceum, ani razu nie zajrzałem do żadnej książki z matmy i zapewniam cię, że ty też nie musisz.
- Widocznie nie miałeś takiej potrzeby.
- Hinata, - złapał moją rękę, którą dalej próbowałam odebrać mu siatkę - obiecałaś mi godzinę według moich zasad. Zaufaj mi, ty też nie potrzebujesz nic poza tym co jest w zeszycie. Od reszty masz mnie.
Chwilę analizowałam jego słowa i rozważałam wszystkie za i przeciw.
- Dobra, ale dla twojej wiadomości, zostało ci już tylko czterdzieści pięć minut.
- Ej! Miała być godzina na naukę.
- Trzeba było się nie spóźniać! Idę to odnieść i zaraz będę z powrotem.
- Hinata! Lepiej uprzedź w domu, że wrócisz późno i kolacje zjesz ze mną.
- Zawsze jesteś taki pewny siebie?
- Zawsze byłem, dopóki nie spotkałem ciebie. Ty rozwalasz cały system.
Rozśmieszył mnie tym tekstem. Szybkim krokiem skierowałam się do domu. Po chwili byłam z powrotem. Nic nikomu nie mówiłam, bo po pierwsze, to nie zakładam, abyśmy za godzinę dalej byli razem w tym samym miejscu. Po drugie, nie muszę mówić kiedy wrócę. Zaraz ktoś ruszy za nami, aby pilnować czy wszystko jest w porządku. Jak ponownie stanęłam przed Uchihą, on trzymał już w ręce kask dla mnie. Pomógł mi go zapiąć i kazał usiąść za sobą. O zgrozo!! Muszę go objąć, teraz dostrzegam duże minusy w tym, że się zgodziłam.
Tak długo się wahałam, że sam powiedział mi, abym się przytuliła. Niechętnie go objęłam, on zapalił silnik i kazał złapać się mocniej, bo tak się nie utrzymam. Ruszył, jakby się z kimś ścigał. Wtedy dopiero pożałowałam, że zgodziłam się na jego głupi pomysł! Hinata jesteś kretynką! Całą drogę miałam zaciśnięte oczy. Uchyliłam jedną powiekę wyłącznie na chwilę i od razu zamknęłam. Kto mu dał prawo jazdy? Teraz rozumiem sens słów wypowiedzianych przez Sasuke. Te zdjęcia, którymi chcą tapetować pokój, to na pewno z fotoradarów. Tylko skoro tak dużo ich ma, to czemu jeszcze nie zabrali mu prawka? A może zabrali, a on dalej łamie prawo jeżdżąc bez papierów. Nie pomogło to w uspokojeniu samej siebie. Już teraz tak mocno go ściskam, aby nie spaść, że pewnie niedługo Itachi nie będzie w stanie zaczerpnąć powietrza. Nie wiem ile jechaliśmy. Aby nie zacząć głośno panikować i wrzeszczeć z przerażenia, wyobrażałam sobie, że jesteśmy w wesołym miasteczku na kolejce górskiej. W sensie ja i Neji. Nie było to trudne, bo Itachi co chwilę odbijał to w prawo, to w lewo. Jak uchylałam powiekę, to widziałam jak jedziemy między autami. On nas chyba chce zabić!
Itachi zgasił silnik, a ja odetchnęłam z ulgą tylko raz! Potem chciało mi się płakać i kląć na moją głupotę. Nie jesteśmy w kawiarni, ani nawet w mieście, tylko w dziczy! Wokół nas las, jeden nie za duży, drewniany domek i ani śladu żywej duszy, poza nami.
- To domek moich rodziców. Jak z Sasuke byliśmy młodsi często nas tu zabierali. Teraz ojciec nie ma czasu, mama sama nie przyjeżdża, a ja i brat lubimy tu wpadać od czasu do czasu.
- Mieliśmy udać się do kawiarni.
- Pomyślałem, że tu będziemy mieli więcej swobody. - Dalej siedzieliśmy na motorze. - Schodzisz?
Zeszłam choć chciałam mu wykrzyczeć, aby z powrotem zabrał mnie do miasta. Zrobiłabym to, gdyby nie fakt, że po tej szalonej jeździe z radości chciałam rzucić się na kolana i całować ziemię. On tymczasem odpiął mi kask i pomógł zdjąć.
Itachi wyjął klucze i weszliśmy do środka. To co mnie zaskoczyło, to ogień w kominku, przyjemne ciepło oraz miły zapach. Pomyślałam, że nie jesteśmy tu sami, a ktoś zaraz przyjdzie się z nami przywitać.
- Byłem tu koło południa. Chciałem tylko rozpalić w kominku i jechać po ciebie. Spóźniłem się, bo nie wiedziałem, że Sasuke zostawił taki bałagan po ostatniej wizycie. Sprzątanie trochę mi zajęło.
- Czemu mi nie powiedziałeś, że chcesz mnie tu przywieść? - Nie wiem czy teraz jestem blada po jego szarżowaniu, czy też może czerwona, bo boję się co on kombinuje. A może jednocześnie oba te kolory goszczą na mojej twarzy przypominając flagę Polski bądź Malty.
- A pozwoliłabyś mi na to? - Zapytał z uśmiechem na ustach.
- Wątpię. - O dziwo odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Więc sama znasz odpowiedź na swoje pytanie. Usiądź, a ja przyniosę nam coś do picia i możemy zaczynać.
Jest przebiegły. Po co on mnie tu przywiózł? Może powinnam napisać do szefa ochrony, aby kogoś po mnie przysłał, albo chociaż żeby ktoś był blisko i dokładnie obserwował zachowanie Uchihy. Itachi wrócił i dał mi szklankę z sokiem. Nie chciałam jej wziąć do ręki. Skąd mogę wiedzieć czy to normalny sok, a może czegoś dosypał.
- To tylko sok. - No proszę, domyślił się czego się boję. Postawił obie szklanki na stoliku i poszedł dorzucić drewna do kominka. - Jeśli mi nie wierzysz, możesz iść sama sobie nalać. W kuchni jest jeszcze kilka zamkniętych. - Nie odpowiadałam. Cała ta sytuacja zaczęła mnie przerażać. On usiadł przy mnie. - To z czym masz największy problem? Chcesz abyśmy zaczęli od początku i przerabiali wszystko po kolei, czy wolisz od tego czego nie rozumiesz?
Pierwsze dziesięć minut wspólnej nauki, było najtrudniejsze, bo nie mogłam się skupić. Później Itachi zaczął przedrzeźniać Marchewę i w ten sposób rozładował moje zdenerwowanie. Nawet nie wiem, kiedy minęło półtorej godziny od czasu jak się tu zjawiliśmy. Spojrzałam na zegarek tylko dlatego, że on poszedł po karton z sokiem i chipsy. Itachi jest naprawdę dobrym nauczycielem i ma ciekawy sposób tłumaczenia. Często żartował, to ze mnie, to z nauczycielki, albo opowiadał jakie numery jej odwalali jak byli w pierwszej klasie. Marchewa jest wychowawczynią jego klasy. Ponoć zastanawia się, czy nie iść na emeryturę, jak oni skończą liceum. Mówił, że ona jest wymagająca i jeśli tylko czuje się ten przedmiot, to nikt nie jest w stanie lepiej nauczyć od niej.
I tak godziny mijały w miłej atmosferze.
- Dobra! Czas na przerwę. - Itachi przeciągnął się w krześle. W kominku już tylko tlił się ogień, a on nie dorzucał więcej, bo nie było takiej potrzeby. - Proponuję spacer.
- Jaki spacer?
- Taki, dzięki któremu dotlenisz trochę mózg.
- Jest wystarczająco dotleniony.
On wstał i poszedł do kuchni. Nie było go z jakieś dobre pięć minut, ja w tym czasie rozejrzałam się po pokoju.
- To idziemy!
- Ja nie idę!
- Rety, kobieto, wykończysz mnie! Gdybym chciał ci coś zrobić, to siedziałbym tu z tobą kilka godzin, ucząc cię matematyki, a potem ciągnął do lasu?
- Nie wiem, a zrobiłbyś to?
- I bądź tu miły. - Podszedł do mnie, dłonią pochwycił mój podbródek i uniósł lekko moją głowę. - Słowo daję, że jesteś ze mną bezpieczna, a ja nie zrobię nic wbrew twojej woli. Chcę cię zabrać na spacer, po to, abyś odpoczęła chwilę. Uczymy się od ponad trzech godzin i jak dalej będziesz przyswajać wiedzę na okrągło, to wszystko ci się poplącze i głowa spuchnie. Bo jakbyś nie wiedziała, przerwy są z jakiegoś powodu, a każdy ich potrzebuje.
- Po co ci plecak?
- Mam w nim piłę motorową. Jak spotkamy po drodze nieprzyjaciela, to wyprujemy mu flaki. - Głos nieco zmienił, aby zabrzmiał komicznie, a na koniec zaczął udawać złowieszczy śmiech powtarzając: buhahahaha.
No nie wierzę. Z poważnej sytuacji doprowadził do nagłego wybuchu śmiechu.
- A tak poważnie, to niespodzianka i zobaczysz jak dojdziemy do celu. - Ten chłopak nigdy nie przestanie być dla mnie zagadką. Czemu on to wszystko robi? Jaki ma w tym cel? Kiba ma racje. Tacy ludzie jak on, nie robią nic za darmo. Prędzej czy później przyjdzie mi zapłacić za jego pomoc.
No i poszłam, a raczej poszliśmy. Leśną ścieżką dotarliśmy do wieży widokowej. Wspięliśmy się po schodach na górę. Tam mogliśmy usiąść na ławce. Wtedy dowiedziałam się co było tą niespodzianką. Itachi miał przygotowane kanapki, ciepłą herbatę w termosie i pyszne rogaliki, które upiekła dzisiaj jego mama. Chwalił się, że pomagał zawijać, ale tych co on robił nie zabrał, bo bym go wyśmiała. Po wczorajszej imprezie postrzegam go inaczej. Nie jak kandydata na chłopaka, ale jak kumpla, z którym miło można spędzić czas. Tylko czy powinnam pozwolić kontynuować tą znajomość? Nie mogę zapomnieć, że to Uchiha. Na dodatek on chyba wie, że Niewidzialna to ja. Nie dałam mu szansy, aby to powiedział, ale dość jasno mi to sugeruje w różnych momentach. Pytanie brzmi, czy on zdaje sobie sprawę z tego, że ja też wiem i dlatego cały czas próbuję go unikać?
Itachi miał jeszcze jedną niespodziankę. Wyciągnął lornetkę i mogliśmy podglądać leśne zwierzęta. Nie łatwo było je zlokalizować. Od słowa do słowa i wygadał się, że wieże stawiał jego ojciec, kiedy jeszcze lubił tu przyjeżdżać. Teraz on z Sasuke często tu przychodzą, gdy mają problem i w ciszy chcą przemyśleć, co z nim zrobić. Poprosił mnie, abym nie mówiła jego bratu, że mnie tu zabrał. Przynajmniej jeszcze nie teraz. Jak zapytałam dlaczego, to usłyszałam, że wspólnie z Sasuke mają umowę co do tego miejsca i póki co, lepiej aby jego brat nie wiedział. Oznajmił, że więcej nie powie, ale może kiedyś mi to zdradzi. Było bardzo fajnie, do momentu gdy Itachi powiedział mi, że mam śliczny uśmiech. Zawstydził mnie tym stwierdzeniem. Od razu zaproponowałam powrót. Nic nie mówiąc pozbierał wszystko i wchodząc na ścieżkę w ciszy szliśmy w stronę domku. Zanim tam dotarliśmy, nie patrząc na mnie, ani nic nie mówiąc, złapał mnie za rękę. Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić. Zaczerwieniłam się i zerkałam na niego co chwilę, ale on szedł zamyślony. Twarz miał pogodną i prawdopodobnie zadowoloną. Trzeba mu przyznać, że się postarał, więc niech mu będzie. To tylko dotyk dłoni. Ciepły i przyjemny. Co ja mówię?! Przecież miałam się trzymać od niego z daleka. Wydaje mi się to coraz trudniejsze. Nasza wspólna noc przestaje być wystarczającym argumentem, aby go unikać.
- O czym tak namiętnie rozmyślasz? - Te jego pytania.
Nie byliśmy już daleko. W oddali dało się zauważyć domek, do którego zmierzaliśmy. Ciekawe od kiedy mnie obserwował.
- Jest już późno i powinnam wracać do domu. - O dziwo łatwo to łyknął.
Pomogłam mu posprzątać w domku. Problem pojawił się, gdy mieliśmy jechać. Podał mi kask, abym go założyła. Przypomniałam sobie jazdę którą mi zafundował.
- Coś się stało? - Ciekawe kiedy będzie miał mnie dość. Już teraz wygląda jakby kończyła mu się cierpliwość do mnie.
- Daleko stąd do przystanku? - Zapytałam go, na co on niby nic nie powiedział, ani nie pokazał mimiką twarzy, tylko jego czarne oczka wydawały się nieco inne.
- Do jakiego przystanku?
- Autobusowego albo kolejowego, obojętnie.
- Po co ci przystanek? Myślałem, że… zresztą nie ważne. Tak! Daleko stąd do przystanku. Odwiozę cię, nie musisz się martwić powrotem.
- To powiedź mi jaki to jest adres.
- Adres? To nie miasto, tu nie ma dokładnego adresu.
- No to cokolwiek, żeby taksówka wiedziała jak tu trafić.
- Hinata, o czym ty mówisz? Już ci to powiedziałem. Odwiozę cię do domu. Trzymaj! - Ponownie próbował wcisnąć mi kask.
- Nie wsiądę z tobą na motor!
- Bo?
- Bo jeździsz jak wariat, a ja chciałabym jeszcze trochę pożyć. - Tego się chyba nie spodziewał. Westchnął, a wyraz jego twarzy złagodniał.
- Będę jechał wolno, proszę. - Ponownie podał mi kask.
- I ja mam ci wierzyć?
- Nie dałem ci powodów, abyś nie wierzyła w moje słowa.
- Owszem dałeś. - Ręką wskazałam na domek jego rodziców. - To ci wygląda na kawiarnię? Może tak mi tylko mówisz, abym wsiadła, bo wiesz że nie zeskoczę w drodze. Zdecydowanie wolę poszukać czegoś innego. - Wyciągnęłam telefon z kieszeni. - To co mam powiedzieć, aby taksówka tu trafiła?
- Nie trafi. Widziałaś jak wygląda jazda przez las. Pogubi się w tych wszystkich ścieżkach, a nawet ja miałbym problem jak wytłumaczyć, gdzie i w którym momencie skręcić.
- Nie widziałam. - Spuściłam głowę czerwieniąc się z zawstydzenia. - Tak się bałam, że cały czas miałam zamknięte oczy. - Sama siebie przyłapuję, na mówieniu mu rzeczy, które lepiej byłoby zachować dla siebie.
- Przepraszam. Nie wiedziałem, że boisz się szybkiej jazdy. Gdybym jechał przepisowo, to zeszłoby nam to dwa razy dłużej. Nie chciałem dopuścić do sytuacji, że my przyjeżdżamy, a ty mówisz, że czas się skończył i wracamy od razu do domu.
- Rozumiem, choć nie jest to dla mnie argument. Podejrzewam, że często tak jeździsz i dziwię ci się. Wydajesz się inteligentnym człowiekiem, a taka jazda cechuje głupców, którym nie zależy na swoim życiu i życiu innych. Dziękuję ci za pomoc z matematyką. Możesz już jechać, ja sobie poradzę. - Jak on się zmyje, to zadzwonię do szefa ochrony. Pewnie ktoś tu jest z jego ludzi, a wtedy on mnie zabierze do miasta.
- Nie odjadę bez ciebie. Obiecuję, że tym razem nie złamię ani jednego przepisu. Będę jechał wolno i spokojnie, a twoje życie nie będzie zagrożone. Daj mi szanse naprawić błąd. - Stał wpatrując się we mnie i czekając na moją odpowiedź.
Nie kłamałam. Naprawdę boję się z nim jechać. Ciężko mi samej w to uwierzyć, ale wolałabym aby Sasuke mnie odwiózł niż Itachi.
- Umówmy się, że dowieziesz mnie do najbliższego przystanku i tam się pożegnamy. Jeśli mnie oszukasz, to będzie ewidentny koniec naszej znajomości.
Nie był zadowolony moim warunkiem, ale zgodził się. Ciężko było mi wsiąść na motor. Jak tylko założyłam kask, ręce i nogi zaczęły mi się trząść. Potrzebowałam chwili czasu, aby jakoś się wziąć w garść. Itachi nic nie mówił. Chyba dopiero wtedy zrozumiał, że to nie jest żaden mój kaprys, a ja naprawdę boję się po tym co mi zafundował. Kilka razy robiłam podejście, aż w końcu zasłoniłam sobie ręką oczy i usiadłam. Nie czekałam aż ruszy, tylko od razu mocno go objęłam. Zacisnęłam oczy i powiedziałam, że może ruszać. Tym razem nie było żadnego zrywu. Pojazd poruszał się płynnie, a ja co jakiś czas uchylałam powieki. Czy on nie mógł tak od razu? Teraz to nawet fajnie jest obserwować otoczenie. Pewnie to poczuł, bo już nie obejmowałam go tak mocno. Zgodnie z umową zatrzymał się przy przystanku autobusowym. Oboje zsiedliśmy. Powiedział, że skoro nie chcę aby mnie odwiózł, to zostanie ze mną tak długo, aż wsiądę w autobus. Początkowo siedzieliśmy w ciszy.
- Skąd wziął się twój strach? - Zapytał przerywając nasze milczenie.
- To smutna historia. Wątpię, abyś chciał ją poznać.
- Chcę, ale nie będę naciskać jeśli wolisz ją zachować dla siebie.
Postanowiłam, że mu powiem, mając nadzieję, że wyciągnie jakieś wnioski. Nie podam tylko żadnych nazwisk, aby nie zdradzić jednego z bohaterów.
- Moi rodzice mieli dwójkę najlepszych przyjaciół, którzy tak jak oni, byli małżeństwem. Oni mieli syna starszego ode mnie o rok. Często spędzaliśmy razem wakacje. Przyjaciel ojca był moim chrzestnym, a ojciec chrzestnym tego chłopca. Gdy miałam osiem lat przywieźli go do nas, a sami wyjechali uczcić swoją dziesiątą rocznicę ślubu. Wracając natknęli się na kierowcę, który również szarżował tak jak ty. To był młody chłopak. Miał prawo jazdy od dwóch miesięcy i uważał się za pana szosy. Wyprzedzał, choć nie powinien. Próbując uciec przed nadjeżdżającą ciężarówką, zepchnął ich z drogi. Oni złapali kapcia, kierowca stracił panowanie nad kierownicą, auto wypadło z drogi i uderzyło w drzewo. Sprawca uciekł, a małżeństwo zginęło na miejscu. Widziałam ból w oczach dziecka, które straciło obu rodziców tego samego dnia. Dwa lata później zmarła moja mama. Jak przeglądałam jej rzeczy, znalazłam zdjęcia z wypadku. Widziałam co zostało z auta po zderzeniu z drzewem, ale w żaden sposób nie byłam sobie w stanie wyobrazić jak mogli wyglądać ludzie po czymś takim. Chciałam wiedzieć, co stało się ze sprawcą. Udało mi się dowiedzieć, że go znaleźli, a on nie mogąc się pogodzić z tym co zrobił, podciął sobie żyły jeszcze przed końcem procesu. Jego matka wpadła w depresję, a ojciec wyjechał i nigdy nie wrócił. Jeden głupi wybryk chłopaka zrujnował życie tak wielu osobom. Cała ta historia mną wstrząsnęła. Jeżdżę po drogach wyłącznie jako pasażer. Nigdy nie będę kierowcą, bo uważam, że już wystarczająco dużo ludzi wsiada za kierownicę. Nawet rowerem nie wyobrażam sobie jechać ulicą.
- Przepraszam. - Wziął moją dłoń w swoje ręce. Splótł nasze palce, tak abym nie wyrwała jej z tego uścisku. - Nie domyśliłem się, choć powinienem po tym jak zareagowałaś, gdy byliśmy na gokartach.
- To już nieważne.
- Dla mnie ważne. Dziś nauczyłaś mnie czegoś bardzo ważnego. Przepraszam cię za moje zachowanie. Od dziś przestanę być głupcem. - Ucałował wierzch mojej dłoni. To było dziwne. - Autobus będzie dopiero za pół godziny. Może jednak dasz się odwieść do domu? - Widział moją nie bardzo zadowoloną minę. - Będę grzeczny. - Dodał z dłonią przyłożoną do serca.
- Dobrze. - Nie da się zaprzeczyć, że się starał jak wiózł mnie na przystanek. Zawsze uważałam, że każdy zasługuje na drugą szanse. Dla jego dobra, lepiej żeby dobrze ją wykorzystał. Ludzie, którzy nie potrafią tego zrobić, zniechęcają mnie do siebie.
Faktycznie trwało to dużo dłużej, ale za to przyjemniej. Nawet dostrzegłam plusy w tej jeździe. O dziwo jednym z nich było to, że mogłam, a nawet musiałam, najbezczelniej w świecie się do niego przytulić. To miłe uczucie mieć kogoś, kto obdarza cię ciepłem i kogo ty też możesz nim obdarzyć. Z Itachim prawie zawsze jest wesoło. Czy tego chcę czy nie chcę, muszę przyznać, że go lubię, a on chyba lubi mnie. Jest tylko jeden minus, który rozwala wszystko. Jaką mogę mieć gwarancję, na to, że nie jestem jedną z idiotek, która daje się nabrać na piękne słówka, cudowne obietnice i czyny, które prowadzą tylko do jednego? Jak on się zachowa, gdy dostanie ode mnie to, co chce? Przestało mi przeszkadzać to, że Itachi jest Nieznajomym. Teraz przeszkadza mi, że Nieznajomy to UCHIHA.

Umówiliśmy się w poniedziałek po zajęciach w bibliotece. Mamy dalej kontynuować moją naukę. Nie mogłam się nie zgodzić, bo potrzebuję pomocy, a z nim poprawa może się udać.


 * * * * *

Jako, że to pierwszy rozdział dodany w Nowym Roku, to chciałabym podziękować za poprzedni rok wszystkim, którzy poświęcają swój czas i czytają to co naskrobię. Oby obecny był równie owocny jak poprzedni, albo nawet lepszy.



2 komentarze:

  1. Hehe i jak tu cię nie kochać;D Bardzo fajny rozdział. W dodatku Hinata zaczyna się przekonywać do Itasia, chociaż nadal pamiętam twoje słowa i to, że zbyt grzeczny to on nie jest. Jestem ciekawa co wykombinowałaś dalej i postaram się jak najszybciej nadrobić reszte. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę :) Masz dobrą pamięć. Chwali się :)

      Usuń