środa, 10 lutego 2021

Labirynt Luster - Rozdział 39

 

Patrząc na siebie i realizacje swoich własnych postanowień musiałam przyznać, że byłam potwornym tchórzem. Nie tylko zabrakło mi odwagi na zagadanie do Hidana, to jeszcze miałam wielką nadzieję, że na niego nie wpadnę. Co do Itachiego było jeszcze gorzej. Odniosłam wrażenie, że szansa na rozmowę z nim minęła w chwili, gdy wyszedł z mojego domu. On i Tsukino zdawali się nierozłączni. Wielokrotnie widziałam ich idących razem za rękę. Sakura wspomniała, że ona chyba specjalnie ciągnie go tam gdzie my jesteśmy, aby zrobić nam na złość. Wiadomo, że nie chodziło jej o Sakurę. To mnie nienawidziła, choć przecież to ja stałam się pośmiewiskiem szkoły, a ona oficjalną zwyciężczynią. Z niej nikt nie szydził na forum, w przeciwieństwie do nas. Sakura w środę wieczorem zamieściła jakiś niemiły post na temat Ropuchy, ale szybko skasował go administrator. Pojawił się jednak post naśmiewający Różową Burzę i mnie, oraz nasze żałosne próby wejścia w poczet dziewcząt sportowców. Jak widać, Ropucha była nie do ruszenia, a my podpadłyśmy komuś, zadzierając z Tsukino. Różowa Burza początkowo wpadła w złość i chciała puścić wiązankę nieprzyjemnych zdań, ale jakoś udało mi się ją powstrzymać. Do przewidzenia było na kogo spadłby jej wybryk, a ja miałam już dość wszystkich wyśmiewających mnie oszczerstw. Najwyraźniej założycielem forum był chłopak podkochujący się w wrednej blondyneczce. Nie było co się dziwić, takie dziewczęta jak ona zawsze cieszyły się powodzeniem.

Moja przyjaciółka powstrzymała się od dodawania kolejnych postów, ale kipiała złością. Pewnie jeszcze kilka tygodni temu swoje wzburzenie rozładowałaby na Naruto. On jednak zmądrzał i wystrzegał się jej wyjątkowo rozsądnie, unikając urazów czy też kontuzji. W końcu Sakura była naprawdę silną kobietą i potrafiła przywalić w gniewie. Jedynym odważnym okazał się Sasori. Podszedł do nas, nic sobie nie robiąc ze złości wymalowanej na twarzy Różowej Burzy.

- Hej.

Przywitał się spokojnie, bez emocji, jakby po prostu chciał tu stanąć. Ja jednak się spięłam. Kojarzył mi się z sytuacjami, gdzie czegoś od nas chciał. Taki trochę szpieg z krainy deszczowców.

- Czego? - Sakura pewnie odebrała to podobnie. Po minie było widać, że niekoniecznie chce z nim teraz rozmawiać.

- Cóż za miłe powitanie. Okres masz?

- Nie twoja sprawa.

- Możliwe.

- Po co tu przylazłeś? - Wyraźnie traciła do niego cierpliwość, co nie wróżyło dobrze.

- Kto wie? Może na wszelki wypadek, gdyby trzeba cię było szybko uspokoić. - Sasori oparł się o ścianę jedną ręką, spoglądając wyzywająco na moją przyjaciółkę, a ona się speszyła. Nie mogłam pojąć tego jak on to robił, że ona wypadała z transu. Może przypomniała sobie jak ją pocałował nie tak dawno.

- Potrafię się sama uspokoić. Nie jesteś mi do tego potrzebny.

Odburknęła mu już dużo spokojniej, odwracając nieco głowę. Czy powinnam się martwić czy też cieszyć? Pewnie bym się cieszyła, gdyby nie to, że Sasori był przyjacielem Uchihy. Ta zbieżność zależności nieco mi nie odpowiadała. Kiedy oni zaczęli już normalnie rozmawiać, ja poczułam to dziwne uczucie, gdy masz wrażenie, że ktoś cię obserwuje, ale nie widzisz zagrożenia. W końcu ją dostrzegłam. Tsukino mierzyła się z moim wzrokiem jedynie chwilę, po czym podeszła dziarskim krokiem, zawieszając się na ramieniu Sasoriego.

- Och Saso, gdzie twój napalony kolega? Powiedział, że ma dla mnie jakąś niespodziankę, ale zapomniałam zapytać gdzie teraz ma lekcje.

Tsukino wdzięczyła się do chłopaka jak kotka. Powinnam była złapać Sakurę za rękę, by na wszelki wypadek ją powstrzymać od rzucenia się na blondynę. Tak zrobiłaby prawdziwa przyjaciółka. Sparaliżowało mnie. Cokolwiek chciałabym zrobić i tak nie wykonałabym swojego postanowienia. Przed oczami stanęła mi scena, jak Ropucha rzuca się na szyję Uchihy i całuje go w usta. Scena, której nie chciałam sobie przypominać. Nerwowo rozejrzałam się na boki licząc, że jego nigdzie nie ma w pobliżu. Poczułam jak obraz się rozjaśnia, po czym chcąc się ratować, oparłam się o ścianę. Wtedy to mnie ktoś złapał. Różowa Burza podtrzymała mnie, zapewne dostrzegając, że coś się ze mną dzieje. Nie zaślepiła ją złość, ani nie sparaliżowało jej ciała tak jak to moje miało w zwyczaju w sytuacji zagrożenia. Dzięki szybkiej interwencji przyjaciółki udało mi się zachować pion i przytomność.

- Oj, czyżbyś się słabo poczuła? Masz zawroty głowy? No ale chyba nie jesteś w ciąży? Na taki pożal się Boże blef nie odbijesz mi chłopaka.

- Odwal się. - Burknęła Sakura, ponownie zagryzając zęby.

- Hidan jest u dyrektorki. Tam go możesz szukać. - Odezwał się koszykarz odciągając zainteresowanie Ropuchy od nas.

- A on mi na co?

- Mam tylko jednego napalonego kolegę, a on jest teraz u dyrektorki na dywaniku.

- Pytałam o Itachiego. - Ropucha zdawała się rozdrażniona, co wywołało zadowolenie na ustach Sakury.

- To szukaj tam gdzie zazwyczaj. Jestem przekonany, że wiesz gdzie on jest.

- Tak zrobię. W końcu to ma być jakaś niezwykła niespodzianka. Może nawet kupił mi pierścionek. - Tsukino odeszła z uśmiechem.

- Kiedyś zedrę jej ten głupkowaty uśmieszek z twarzy. - Wysyczała Sakura, nie siląc się na jakiekolwiek uprzejmości i udawanie przy koszykarzu.

- To skąd ta wrogość? - Sasori zapytał rozbawiony sytuacją.

Stałam już na własnych nogach, choć nie czułam się pewnie.

- Co to cię obchodzi? Chcesz naskarżyć się temu palantowi, że nie lubimy jego dziewczyny? Śmiało! Przy okazji możesz mu powiedzieć, że kompletnie nie ma gustu zadając się z takim pustakiem.

- Myślę, że on to już wie.

- Co wie? To że jest palantem, czy że jego dziewczyna to pustak?

- Jego się zapytaj. On nie gryzie, za to nie ma w zwyczaju tłumaczyć swoich zachowań. Nawet ja nie wiem czemu się spotyka z Tsukino.

- Jakoś ci nie wierzę. - Sakura twardo stanęła przed Sasorim. - Mało tego, myślę, że ty jesteś równie mocno popieprzony jak on.

- Mylisz się. - Sasori stanął bezpośrednio przed Sakurą. Był od niej wyższy o głowę. Spoglądał w dół, a ona nie odsunęła się. Pozwoliła na to by ich klatki piersiowe prawie że się stykały ze sobą, dzielnie mierząc się z nim wzrokiem. Dzwonek rozbrzmiał po korytarzu, uniemożliwiając jakąkolwiek wymianę zdań. Odczekał więc cierpliwie, na nastanie ciszy. - Ja jestem ten bardziej popieprzony.

On odszedł, a ona stała dalej zagryzając wargę. Nie byłam pewna czemu. Zdawało mi się jednak, że bardziej ze złości niżby z czegoś innego.

- Jak on mnie denerwuje. - Wypowiedziała w końcu. - Jest taki pewny siebie, taki… - urwała nie do końca wiedząc jak dokończyć to zdanie. - No i jeszcze ta wywłoka. Co mnie obchodzą jakieś niespodzianki od tego palanta.

- Sakura. - Odezwałam się cicho. - Jej nie chodziło o ciebie. To mnie chciała dopiec.

- Niech spada. Ona i ten palant. Dobrały się gołąbeczki. Z takim pustakiem to nawet nie ma o czym rozmawiać. Będzie się z nią męczył całe życie.

„…całe życie.” Zabolał mnie ten tekst. Nie chciałam aby oni spędzili ze sobą całe życie? Nie potrafiłam życzyć im szczęśliwego zakończenia, ani nawet takiego, gdzie są we dwoje razem. Ona całowała usta, które ja niegdyś chciałam. Gdybym tylko podjęła inne decyzje, to czy teraz ja byłabym na jej miejscu? Czy tego dnia w parku, godząc się na jego propozycje bycia parą, byłabym na miejscu Ropuchy, uniknęłabym wszystkie co wydarzyło się po moim powrocie, a wspomniana niespodzianka byłaby przygotowana dla mnie? Co by mi podarował?

- Dobrze się czujesz? - Sakura przywołała mnie do porządku. - Kontakt się z tobą urwał. Może pójdziemy do pielęgniarki?

- Nie. Po prostu się zamyśliłam.

 

 

Moje tchórzostwo odbiło się nawet na wizytach w schronisku. W czwartek po szkole poszłam prosto do domu. Czułam, że prawdopodobieństwo na spotkanie Uchihy jest małe. Po prostu zabrakło mi siły na wszystko po całym dniu oglądania zakochanych gołąbeczków.

 

 

To zadziwiające jak przestawiło się moje życie. Piątek, który kiedyś był dniem początku tęsknoty za narutową blond czupryną, stał się dniem ulgi od uchihowskich oczu i Ropuchy przyklejonej do niego na okrągło. Tylko czemu ciągle dziwiły mnie te zmiany? Powinnam się już przyzwyczaić i oswoić z myślą, że nic nie będzie jak dawniej. Żegnaj beztrosko. Witaj zamęcie. Słowo daję, że tego dnia odliczałam każdą minioną przerwę, nie mogąc doczekać się końca dnia. No ale na jednej z ostatnich przerw zaszedł do nas Sasori. Standardowo się spięłam na jego widok. Był jak zwiastun złych wiadomości. Zjawił się na samym początku przerwy, szczerząc się głównie do Sakury, ale i na mnie zerkał, wywołując dreszcze strachu i złych przeczuć.

- Mam coś dla ciebie. - Zwrócił się do Sakury.

- Dla mnie? - Różowa Burza jakby złagodniała. No ba, prezenty wszyscy lubią. - Co takiego? - Ostatnie pytanie wypowiedziała dużo bardziej uśmiechnięta.

- Zamknij oczy i nie podglądaj. - Wywróciła oczami, jakby nie była zadowolona z polecenia, ale jednocześnie bardziej się uśmiechnęła i zamknęła powieki. Ona lubi takie rzeczy. Ciekawe czy on to wiedział. - A teraz wyciągnij ręce.

- Jak mnie wkręcasz, albo masz dla mnie coś obrzydliwego, bądź pewny, że pożałujesz. - Zagroziła mu, spełniając jednocześnie jego polecenie.

Sasori wyciągnął z plecaka książkę i położył jej na wyciągniętej dłoni. Sakura momentalnie otworzyła oczy. Widziałam, że jest zaskoczona, no i trochę rozczarowana, czy też zmieszana.

- Może to otworzy cię na coś nowego.

- Dzięki. Na pewno się przyda. - Uśmiechnęła się, choć mogłabym się założyć, że to nie tego się spodziewała. Schowała ją do swojej torby, nie przeglądając nawet zawartości.

- Hej.

Momentalnie mnie sparaliżowało. To był on. Po tylu dniach stanął między Sakurą i Sasorim, witając się jakby nigdy nic. Nie podniosłam głowy. Nie mogłabym na niego spojrzeć. Zbyt wiele razy napatrzyłam się na tą idealną parę. Nie otworzyłam nawet ust, aby odpowiedzieć na jego przywitanie. To pierwszy raz jak się odezwał w moim towarzystwie, od czasu jak wywaliłam go z domu.

- A ty co? Tsukino spuściła cię ze smyczy? - Najwyraźniej Sakura była w podobnym szoku co ja, chociaż jej nie zamurowało tak jak mnie.

- Jak widać. - Itachi odpowiedział po chwili, nie podejmując żadnych przepychanek słownych. Jakoś mi to do niego nie pasowało.

- To może lepiej idź ją poszukaj, tacy jesteście nierozłączni. - Moja przyjaciółka parła dalej, próbując mu dogryźć, czy coś w tym stylu. Ona nie wiedziała, że Itachi jest bystrzakiem i nie warto wchodzić z nim w przepychanki słowne, szczególnie w emocjach.

- Przeszkadza ci to? Czy może komuś z twojego towarzystwa?

O zgrozo! Chciałam aby Sakura zamilkła i o niczym więcej z nim nie rozmawiała. Zbyt wiele wiedziała, a on wykorzystując jej wściekłość prowadził rozmowę w stronę, która mi się nie podobała.

- Mam to gdzieś. Oboje jesteście beznadziejni i fałszywi. Dziwi mnie tylko, że jesteś z takim pustakiem. Sasuke nigdy by się z kimś takim nie związał. On jest na to zbyt mądry, ale możliwe, że inteligencja w waszej rodzinie przypadła jedynie w udziale twojemu bratu.

- Może wytłumaczysz Sakurze czemu spotykasz się z Tsukino, bo jest bardzo ciekawa. - Wtrącił się Sasori, z wyraźnym rozbawieniem.

- To nie prawda. Nie interesuje mnie to wcale a wcale. - Prawie, że wykrzyczała Sakura, gromiąc spojrzeniem Sasoriego.

- Jest ktoś, komu mógłbym to powiedzieć. - Odparł spokojnie Itachi. - Tylko ten ktoś nie jest tym zainteresowany. Nie chce nawet na mnie spojrzeć.

Czy te słowa mogły mówić o kimś innym? Czy gdybym teraz na niego spojrzała, powiedziałby mi dlaczego to robi? Czemu wybrał akurat tą dziewczynę?

- I co, dziwisz się? Mamy ci może współczuć?

Wzięłam głęboki oddech. Powinnam coś zrobić. Cokolwiek. Może to była właśnie ta chwila. Może wystarczyłoby podnieść wzrok i powiedzieć, że chcę z nim porozmawiać. Dać mu powiedzieć to, na co nie pozwoliłam na początku tygodnia. No dalej Hinata! Dopingowałam samą siebie. W końcu podniosłam głowę. Patrzył się na mnie, a ja na niego. Sakura coś jeszcze mówiła, ale nie rozumiałam żadnego słowa. Mierzyłam się z nim wzrokiem, tracąc kontakt z resztą świata. Przyszedł czas na kolejny krok. Na wypowiedzenia zdania, sugerującego, że byłam gotowa na rozmowę. Nie potrafiłam jednak nic powiedzieć. Jakbym straciła język, głos. On też się nie odezwał. Czekał aż ja coś powiem? Pewnie moglibyśmy tak stać aż do końca przerwy. Tak się jednak nie stało. Pierwsze białe plamy pojawiły się dość szybko, a moje nogi lekko zmiękły. Utrzymałam jednak pion. Na oczach Uchihy pojawiły się drobne palce z pomalowanymi na czerwono paznokciami. Uchiha gwałtownie złapał dłonie, odrywając od swoich oczu. Potem widziałam ją. Ropucha zawiesiła się na jego szyi, a do moich uszu dotarł drażniący skrzekot.

- Tu jesteś. Nie mogę się już doczekać jutra. Cały weekend sami w domku, spacery po lesie i… - Zawiesiła głos, sunąc dłonią po jego klatce piersiowej. - Idę dziś kupić seksowną bieliznę. Pewnie zaraz i tak ją ze mnie zdejmiesz. To o której po mnie podjedziesz?

Ostatnie słowa usłyszałam jak z podziemi. Świat zmienił się w białą plamę.

Kiedy otworzyłam oczy, pomyślałam, że przebudziłam się właśnie z nieprzyjemnego snu. Materac pode mną był niewygodny, co sugerowało, że nie jestem u siebie. Wówczas dostrzegłam biały sufit z dwiema dużymi lampami. Czyli coś nie pasującego do wystroju mojego pokoju. Poruszyłam się, momentalnie tego żałując. W mojej głowie odezwał się tępy ból. No to tym razem poleciałam zderzając się pewnie z podłogą.

- Ocknęła się. - Usłyszałam głos Sakury.

- No i dobrze. - Podeszła do mnie pielęgniarka. - Ty już u mnie kiedyś byłaś. Coś trzeba zrobić z tymi twoimi omdleniami. Wypiszę ci badania jakie powinnaś zrobić, no i oczywiście wizyta u lekarza.

- Ja po prostu tak mam. - Odpowiedziałam, chcąc ją powstrzymać od siania paniki.

- To fakt. Mdleje jak się za bardzo denerwuje. No ale to już pani mówiłam. - Różowa Burza zdawała się nieco podenerwowana.

- Sakura ma racje. Robiłam już badania i wszystko jest dobrze, po prostu mam pewien defekt. - Usiadłam, trzymając się za głowę.

- Spójrz na mnie.

Pielęgniarka sprawdziła mi źrenice, a później zadała masę pytań i powiedziała całą litanie na temat niepokojących objawów, na które mam zwrócić uwagę. Ponoć mocno przywaliłam w ścianę głową i stąd lekka obawa czy aby nie mam wstrząśnienia mózgu. Kiedy już upewniła się, że zdaję się zdrowa, wypuściła nas z gabinetu w karteczką dla nauczyciela, usprawiedliwiającą nasze spóźnienie. Jak tylko wyszłyśmy z gabinetu, Sakura wytrzeszczyła się do mnie z maślanym spojrzeniem.

- Och Hinata, jak ja ci zazdroszczę. Co tam ja. Połowa dziewcząt w szkole ci zazdrości.

- Mi? - Kompletnie nie miałam pojęcia czego można było mi zazdrościć.

- Wiesz kto cię tu przyniósł?

W okamgnieniu stanęłam. Wmurowało mnie. Moje myśli momentalnie powędrowały do osoby, o której nie chciałam myśleć. Rozmarzona i uśmiechnięta Sakura? Czy miała na myśli tego kogo ja?

- Itachi mnie tu przyniósł?

- Nie on. Ten palant nawet się nie ruszył.

- Sasori? - Czułam że jak będzie mnie trzymać w niepewności zbyt długo, to za chwilę znowu padnę jak długa, tłucząc sobie głowę z drugiej strony dla równowagi odczuwanego bólu.

- Oj idziesz w złą stronę. - Sakura machnęła ręką. - Sasuke złapał cię zanim runęłaś na posadzkę. Co prawda głową przywaliłaś już w ścianę, ale jakbyś upadła to pewnie byłoby jeszcze gorzej. Wziął cię na ręce i poszedł prosto do pielęgniarki. Nawet chwilę z nami został w środku, ale piguła go wyprosiła i wyszedł. Dziewczyny zabijały cię wzrokiem z zazdrości. Sama jestem zazdrosna o ciebie. Co ja bym dała, aby mnie tak niósł przez całą szkołę.

- Czemu on to zrobił? - To mi się w głowie nie mieściło. No przecież w życiu bym nie zgadła. Sasuke? Byłby ostatnią osobą na którą bym postawiła.

- Bo jest cudowny i wspaniały oraz mroczny, seksowny, przystojny, silny, mądry, wysportowany, taki do schrupania. Najlepszy facet na świecie.

Czyli jednak fascynacja Sasuke jej nie przeszła. Cokolwiek było w relacji między nią a Sasorim, to i tak nic ważnego, kiedy w zasięgu wzroku pojawiał się Sasuke.

- No  pomyśleć, że to już drugi raz nosił cię na rękach.

- Jak to drugi raz? - Czy ja czegoś nie pamiętałam?

- No na imprezie u Sasuke. Wtedy też zemdlałaś i Sasuke złapał cię zanim upadłaś i zaniósł do domu. Tylko wtedy nikt prawie nie widział, a teraz praktycznie każdy po drodze.

O zgrozo! Chyba wolałabym upaść na podłogę i potłuc się tam, niż za chwilę przeżywać atak ze strony dziewcząt kochających się w młodszym potomku Uchiha. Jak tak dalej pójdzie, nie dadzą mi żyć w tej szkole. No i jakim cudem Sasuke zainteresował się moim omdleniem do tego stopnia, aby mnie nieść do pielęgniarki? Przecież on mnie nie cierpi, a może nawet nienawidzi.

- Naprawdę ci zazdroszczę. - Różowa Burza z rozmarzonymi oczami spojrzała w sufit.

- Sakura, co odpowiedział Itachi na pytanie Tsukino? - Wypaliłam chcąc zmienić temat.

- Które pytanie?

- Ona chyba zapytała o której godzinie się spotkają. - Nie byłam już pewna jak szło to pytanie.

- Chyba odpowiedział jej, że o czternastej. - Widać było, że nie jest pewna na sto procent.

- Czyli to prawda. Ta dwójka spędzi wspólnie weekend w domku w lesie.

- No na to wychodzi.

Oparłam się o ścianę na korytarzu, osuwając się w dół. Kiedy już tyłkiem dotknęłam posadzki, głowę ukryłam pomiędzy kolanami.

- Hinata, wszystko w porządku? Coś się stało? - Sakura kucnęła koło mnie. - Jeśli dalej czujesz się słabo, możemy wrócić do piguły.

- Nie, nie wracajmy tam. Ja po prostu nic z tego nie rozumiem. - Spojrzałam na nią, walcząc ze łzami. - Skoro ją tam zabiera, to wszystko co o nim mówiła jest prawdą.

Nic nie odpowiedziała. Z reszta co wtedy można było powiedzieć? Karty rozdane. Ropucha w ręku trzyma fula a ja kompletnie nic. Nie dotarłyśmy na zajęcia. Napisałam do szefa, że chcę jechać do rezydencji. Po krótkim czasie zadzwoniła do mnie Kurenai informując, że już skontaktowała się z moją wychowawczynią i za dziesięć minut podjedzie po mnie. Sakura poszła na wychowanie fizyczne, a ja wsiadłam do auta. Po drodze musiałam się przesiąść. W rezydencji przywitano mnie pytając czy czegoś się napiję, albo zjem, ale ja odmówiłam. Nic by mi przez gardło nie przeszło. Poszłam prosto na basen. Ubrania zrzucałam już po drodze, do łazienki wchodząc w samej bieliźnie. Jeszcze nigdy tak szybko nie założyłam stroju. Było zbyt wcześnie, to też nie zakładałam, że pojawi się Neji. Przynajmniej nie teraz, kiedy miał jeszcze zajęcia. Potrzebowałam spokoju i samotności. No z tym spokojem to nie miałam oczywiście na myśli ciszy. Włączyłam Intro tak głośno jak jeszcze nigdy. Miałam nadzieję, że muzyka zagłuszy wszystko co we mnie krzyczało. Stanęłam na bloku startowym i skoczyłam. Czując wszechogarniającą mnie wodę poczułam lekkie ukojenie. Nie zamierzałam się oszczędzać. Płynęłam jak najszybciej, nie zrobiłam nawet żadnej rozgrzewki. Przy końcu drugiej długości basenu mięśnie zaczynały mnie palić, ale nie zwolniłam. Odbiłam się od ścianki i ponownie popłynęłam wkładając całą swoją siłę. Musiałam jednak zwolnić. Forsując się tak mocno, nie byłabym w stanie zbyt długo pływać, a moje ciało i myśli potrzebowały chlorowanej cieczy jak płuca powietrza. Woda obmywała mnie z frustracji i negatywnych myśli. Walczyłam ze zmęczeniem ciała oraz duszy. Nie mogłam jednak przestać. W głowie odtwarzałam ostatnie wydarzenia, starając się poukładać wszystko w jakąś spójną całość, którą mogłabym zaakceptować i pogodzić się aktualnym stanem. To jednak nie pomogło. To co czułam w tamtej chwili, myśląc o Itachim, było mieszaniną nienawiści, ale i czegoś jeszcze. Odbicie od ścianki i kolejna długość basenu zaliczona. Chciałam krzyczeć, wydrzeć się tak głośno jak to tylko możliwe i posłać i jego i ją do diabła. Uczucie to było tak silne, jak uderzenie pioruna. Dłonie zaczęły mi drżeć, niezdanie rozcinając wodę. W klatce piersiowej rozgorzał ogień. Dopływałam właśnie do głębszej części basenu. Wzięłam wdech i zamiast w stronę bloków startowych, popłynęłam w dół. Docierając prawie do dna, pochwyciłam za coś, co miało mi pomóc utrzymać się na dnie basenu i tam spróbowałam wykrzyczeć się. Chmara bąbelków powietrza, wydobywająca się z moich ust, zasłoniła mi widok. Gdy w moich płucach nie było już nic, nastąpiła cisza i upragniony spokój. Tępo przyglądałam się naprzeciwległej ścianie, nie poruszając się praktycznie. Płuca pozbawione powietrza zaczęły boleśnie domagać się wdechu. Zlekceważyłam odruch, wiedząc, że na odbicie się od dna i wypłynięcie na powierzchnię nie potrzebuję wiele czasu. Mogłam jeszcze chwilę tu zostać. Spokój zmącił uścisk w pasie i szarpnięcie gwałtowne w górę. Zaskoczona sytuacją odruchowo chciałam nabrać powietrza, co doprowadziło do zachłystnięcia. Będąc już nad wodą, potwornie się rozkasłałam. Ktoś położył mi rękę na krawędzi basenu i sam wyskoczył z wody. Po chwili i ja byłam już wyciągnięta z basen przez czyjeś silne dłonie.

- Pochyl się. - Usłuchałam, a rzekomy wybawca zaczął klepać mnie do plecach, aby pomóc mi odkaszlnąć wodę. - Powinniśmy pojechać do szpitala. - Nie miałam już wątpliwości, że to Neji. Jednak pojawił się, chociaż byłam pewna, że ten jeden raz go tu ze mną nie będzie.

- Nie trzeba. - Zakasłałam ponownie. - Wszystko jest porządku.

- W porządku? Ty to nazywasz w porządku? Przecież prawie się utopiłaś! - Uniósł głos, co nie zdarzało mu się często. - Nie chcę nawet myśleć co by było, gdybym nie dotarł na czas.

- Nie topiłam się. Zanurkowałam. - Stałam już wyprostowana przed nim. Był roztrzęsiony. Może powinnam być dla niego milsza. W końcu chciał dobrze.

- Zanurkowałaś? Jak możesz mi wmawiać, że cokolwiek jest w porządku? Wystarczy na ciebie spojrzeć. Zachowujesz się dziwnie od kilku tygodni. Co się dzieje, Hinata? Czego mi nie mówisz? Tylko nie wmawiaj mi, że mi się tylko wydaje, bo nie uwierzę.

Odwróciłam wzrok, by nie widzieć jego zbolałej miny. Miał racje. Nic nie było i nawet nie miało już szans na bycie w porządku. Itachi wybrał Tsukino, a o ile wcześniej postanowiłam z nim porozmawiać, o tyle teraz nie widziałam aby miało to jeszcze jakikolwiek sens. Musiałabym go powstrzymać przed weekendowym spotkaniem, tylko co by to zmieniło? Jeśli tak szybko i łatwo poszedł pocieszyć się w ramionach Ropuchy to równie dobrze za kilka dni mógł zgłosić się do jakiejś innej Ropuchy czy Żmii.

- Rozumiem. - Odparł oschle. - Pani pozwoli, że się odmelduję.

- Neji.

Chciałam go złapać, ale odtrącił moją dłoń. Nigdy wcześniej mnie tak nie potraktował. Po prostu odszedł, zostawiając mnie samą sobie. Zapętlona melodia zagłuszyła dźwięk zamykanych drzwi. Przyjechałam tu, aby ukoić nerwy, nie poczułam się jednak lepiej. Było jeszcze gorzej. Usiadłam na jednym z wygodnych leżaków, kulać się w sobie. Byłam wewnętrznie rozdarta. Nie wiedziałam co mam robić. Straciłam już nadzieję na to, że ja i Itachi jakoś się dogadamy. Teraz traciłam brata. Dlaczego? Może moją unikalną zdolnością było rujnowanie relacji z ludźmi. Z odrętwienia wyrwała mnie chwila, w której ktoś zarzucił mi szlafrok na barki. To gosposia przyszła do mnie, poinformować, że przygotowała obiad i zaprasza mnie do jadalni. Wsunęłam dłonie w rękawy i poszłam za nią. Nakrycia była dwa. Chwilę łudziłam się jeszcze, że  pojawi się Neji, ale tak się nie stało. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Jedynie napiłam się soku. Wiedziałam, że powinnam coś zjeść. Od rana nie miałam nic w ustach. Patrząc na pyszności przygotowane specjalnie dla mnie, miałam jedynie odruch wymiotny. Kobieta która to wszystko przygotowała, spoglądała z rozczarowaniem na mój czysty talerz i nienaruszone potrawy. Pewnie nawet jej zrobiłam przykrość. Jestem coraz lepsza w ranieniu innych. Może zamiast kłamać, powinni mnie uczyć, jak być lepszym człowiekiem. Wieczorem wzięłam telefon do ręki i aż się skrzywiłam widząc liczbę wiadomości i nieodebranych połączeń. Wszystkie były od Sakury. Różowa Burza zionęła ogniem. Znowu obsmarowano mnie na forum. Jak można było się domyślił, tym razem do spisu moich grzeszków i wojaży miłosnych doszedł Sasuke. Rzekomo nie udało mi się zdobyć Itachiego, to też teraz za cel obrałam sobie młodszego Uchihę. Prześmiewczo opisano moje omdlenie, które symulowałam tylko po to, aby wymusić na Sasuke reakcję. Nie mam pojęcia skąd on się tam wziął, za to osoba opisująca stwierdziła, że celowo do niego podeszłam, praktycznie padając mu niemalże w ramiona. Jak pisała Sakura, to Uchiha z obrzydzeniem zaniósł mnie do pielęgniarki, po wszystkim dokładnie dezynfekując ciało, by nie zarazić się ode mnie głupotą. Oczywiście moja przyjaciółka nie opisała tego tak ładnie. Popłynęło morze pomyj i nienawiści, zalewając mnie po czubek głowy. W poniedziałek druga połowa dziewcząt w szkole znienawidzi mnie za dostawianie się do Sasuke. Nikogo nie obchodzi fakt, że ja się go boję i nigdy nie spróbowałabym go poderwać. Czy tym razem Neji pobije się z młodszym Uchihą? Do tego nie mogłam dopuścić. Należało ostrzec brata o plotkach jakie pojawią się w poniedziałek. Za pewnie do końca weekendu okaże się, że puściłam się z nim, a może nawet puszczałam się jednocześnie z jednym i drugim bratem. Może powinnam poprosić Kacpra aby zajął się tym głupim forum i skończył z nim raz na zawsze. A później musiałby tylko pilnować i w momencie kiedy pojawiałoby się kolejne, je również kasować, zanim nabierze takiego rozpędu jak to istniejące. Może, ale plotek nie da się powstrzymać. Pewnie nawet Kacper, mimo swej nieprzeciętnej inteligencji, nie będzie w stanie zablokować hejtu na mnie i każdej kolejnej dziewczynie, która odważy się spojrzeć na Uchihę.

Skończyłam czytać wszystkie wiadomości od Sakury i postanowiłam do niej zadzwonić. Odebrała bardzo szybko.

- No nareszcie, już się bałam, że coś się stało. Nie odbierasz, nie odpisujesz. Wiesz Terumi jak się martwiłam?

- Przepraszam. Wzięłam długą kąpiel i nie zabrałam telefonu, a miałam wyciszony, więc nie słyszałam, że ktokolwiek dzwoni.

- No ale czytałaś co ci napisałam?

- Tak, czytałam.

- No co za chamy. Przecież nic z tego co napisali nie jest prawdą. Wszystko wyssali z palca. Jak ja się dowiem kto to napisał, to łeb urwę.

- Sakura, proszę. Nie możesz tego tak przeżywać.

- Już ja im dam popalić. Takiego posta napiszę, że w pięty pójdzie i będę na okrągło wstawiać. Nie ma, że skasują i tyle. Wydrukuję ulotki i porozwieszam na korytarzach.

- Sakura. - Uniosłam nieco głos, aby ją powstrzymać.

- Już prawie skończyłam. Została mi tylko końcówka. No i tą wywłokę też opiszę. Zedrę z niej ten nieskalany wizerunek. Wywłoka i pustak.

- Sakura, proszę przestań. - Moje słowa ginęły w jej wypowiedziach.

- Nie daruję małpie. Ona musi maczać w tym palce. Może daje dupy temu co założył forum, za to aby ją bronił, a inne gnoił.

- Sakura! - Krzyknęłam, aby przebić się przez jej monolog. Ucichła. - Nie chcę abyś więcej zaglądałam na to forum. Nie zamieszczaj tam żadnych informacji. Chcę tylko aby się to skończyło. Byśmy mogły żyć jak dawniej. Nie zważając na to co inni piszą.

- No ale tak nie można. Przecież ktoś kala twój dobry wizerunek.

- Sakura, ja już nie mam dobrego wizerunku. Nikt nie uwierzy, że tego nie chciałam. Już zawsze pozostanę w ich mniemaniu kochanką Uchihy.

- Przecież możemy im powiedzieć, że to nieprawda.

- Proszę, przestań tam zaglądać. Odetnijmy się od tych wszystkich ludzi, którzy czytają i zamieszczają posty.

- No ale...

- Proszę. To dla mnie ważne. Obiecaj mi, że z tym skończysz i niczego już nigdy nie napiszesz.

W słuchawce panowała cisza. Różowa Burza zastanawiała się, a ja musiałam dać jej czas na podjęcie decyzji.

- No dobra, ale jak ktoś mnie w szkole o coś zapyta, to nie będę milczała i powiem prawdę.

- Sakura, tylko nie rób nic głupiego. Po prostu ich unikajmy i nie wdawajmy się w rozmowę, gdy się pojawią.

- Wiesz, że ja tak nie potrafię.

- Proszę. Inaczej Neji znowu zrobi coś głupiego. Już teraz jest zły i aż boję się, że tym razem pobije Sasuke. - Hinato, będziesz się smażyć w piekle. Celowo użyłam tego argumentu, aby bardziej zadziałał na moją przyjaciółkę.

- No dobra. Tyle, że jak on to przeczyta, to możliwe, że i tak dojdzie do rękoczynów.

- Spędzę z nim ten weekend to może jakoś go do tego przygotuję, aby i on zachował spokój.

- Chętnie bym się do was przyłączyła, ale mama wymyśliła, że jedziemy jutro do babci i zostajemy aż do obiadu w niedzielę. - Sakura zdawała się niezadowolona, a ja wręcz przeciwnie. Nie miałabym okazji pogadać z Nejimi, gdyby ona była z nami. Gdybym miała odwagę jej powiedzieć prawdę, to mogłaby z nami tu być, w rezydencji. Może kiedyś...

- Może w przyszłym tygodniu pójdziemy gdzieś w trójkę? - Zaproponowałam, licząc, że naprawdę gdzieś pójdziemy.

- Jestem za. Chętnie też bym sobie potańczyła. To też jesteśmy umówieni.

- Jasne.

- Kończę, mama mnie woła a i tak dziś jest na mnie zła, bo zapominałam, że po szkole miałam jej kupić cukier i krem do ciasta.

- Miłego weekendu.

- Tobie również.

Dobrze, że chociaż z Sakurą mi się układało. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby i ona była na mnie zła. Trzeba było zastanowić się jak załagodzić sytuację z Nejim. Miałam na to weekend, o ile był w rezydencji. Jeśli wyjechał, należało jakoś ściągnąć go z powrotem.

 

 

Po godzinnym spacerze i układaniu sensownego planu, którego nie ułożyłam, padłam wykończona. Usiadłam w wygodnej, dużej, wiklinowej kuli, gdzie zmieściłoby by się ze trzy osoby, rozkładając się wygodnie w gąszczu poduszek. Nie planowałam zasnąć, a jedynie dać odpocząć nogom. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Wtuliłam się w poduszki i utulona śpiewem ptaków, zasnęłam. Obudziłam się, gdy ktoś wziął mnie na ręce. Moje ciało w chwilach zaskoczenia reaguje paraliżem. Ten jeden raz, byłam mu za to wdzięczna. Jak tylko otrząsnęłam się z pierwszego szoku, zorientowałam się, kto mnie niesie i postanowiłam dalej udawać, że śpię. Czyli jednak nie wyjechał. Mimo złości, dalej trwał na posterunku. Neji był niesamowity i któregoś dnia, jakaś szczęściara zyska wspaniałego chłopaka, a może nawet męża. Tego mu życzyłam, by mądrze ulokował swoje uczucia i by ktoś obdarzył go uczuciem na jakie zasługuje.

- Skoro już nie śpisz, to bądź tak miła i chociaż otwórz drzwi do pokoju. - Zabrzmiał surowy głos braciszka.

Wmurowało mnie momentalnie. Nie udając już dłużej, otworzyłam oczy i pociągnęłam za klamkę. Nie postawił mnie na podłodze, jak przypuszczałam. Zaniósł mnie aż do łóżka, gdzie mnie położył delikatnie, a przecież za oszustwo mógł mnie na nie rzucić, bądź na podłogę. Możliwe, że nie był już aż tak zły, jak kilka godzin wcześniej. Kiedy jego ręce były już wolne, odwrócił się, z zamiarem odejścia do siebie. Wtedy zerwałam się na równe nogi i przylgnęłam do jego pleców, mocno ściskając go w pasie.

- Zostań, proszę.

Serce waliło mi jak szalone. Sama nie wiedziałam, czemu aż tak się stresuję. Musiałam go jednak zatrzymać. Odkładając rozmowę, niczego bym nie zyskała. Wóz albo przewóz. Z tym, że ja nie zakładałam opcji, w której moglibyśmy się nie pogodzić. Taki wariant nie wchodził w rachubę, nawet gdybym musiała powiedzieć mu wszystko, co tylko będzie chciał wiedzieć. Neji był zbyt ważną osobą w moim życiu i nie bez powodu ostrzegałam Itachiego, aby nie kazał mi wybierać między nim a Nejim. Nie wiem co musiałoby się stać, abym odwróciła się od brata. Rodzina przede wszystkim. Tacy są Hyuga. Taka jestem ja. Taki jest też Neji. Odwrócił się do mnie i przytulił mnie równie mocno jak ja jego.

- Kocham cię, braciszku. - Poczułam ulgę, bo już wiedziałam, że nie rozstaniemy się tej nocy w gniewie.

- Ty też jesteś dla mnie ważna. - Odpowiedział, rozwiewając wszelkie wątpliwości.

- Zostaniesz ze mną tej nocy? Nie chcę być sama. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi poskładać mój świat z powrotem do kupy.

- Zostanę.

Pewnie gdyby ktoś obcy nas zobaczył tej nocy, to obgadałby, że robimy coś nieprzyzwoitego. No bo jak kuzynka z kuzynem, w tak bliskim pokrewieństwie, mogą dzielić wspólnie łóżko, przytulając się do siebie? Tylko, że u nas to nie było coś niezwykłego, a to co było między nami, to jedynie potrzeba bliskości kogoś ważnego. Zaczęło się to po śmierci rodziców Nejiego. Nie chciałam, aby był sam, to też wymykałam się z łóżka i przemykałam do niego, ściemiając, że się boję, bo coś stuka i puka pod moim łóżkiem. On pozwalał mi położyć się koło siebie, a ja przytulałam go mocno. Za każdym razem, czułam gdy jego poduszka była mokra od łez. Po jakimś czasie, wypłakał się wystarczająco, a ja przestałam do niego przychodzić. Któregoś dnia sam zapytał, czy już przestałam się bać i gdyby znowu coś mnie straszyło, to zawsze mogę do niego przyjść. Tak też co jakiś czas przychodziłam. Z czasem Neji zaczął się otwierać. Takimi nocami, gdy byliśmy sami, wtuleni w siebie, czy też jedynie leżąc obok, on był dużo bardziej otwarty. Nawet podziękował mi kiedyś, za to, że pomogłam mu pogodzić się z tym, że jego rodzice już nie wrócą, a mój dom, stał się jego domem.

Tym razem to oboje potrzebowaliśmy siebie. Znaleźliśmy się w łóżku, w ubraniach, zdejmując jedynie skarpetki i wtulając się w siebie, jak kiedyś za młodu. Neji pachniał domem, trwałością, spokojem i niezłomnym hartem ducha. Był moim bunkrem, który objąwszy mnie swoimi ramionami, dawał bezwzględne poczucie bezpieczeństwa. Żaden pocisk o nazwie „Itachi”, „Tsukino” a nawet „Sasuke”, nie mógł mnie teraz dosięgnąć. To było moje bezwzględne bezpieczeństwo.

- Naprawdę się nie topiłaś? - Zapytał, uświadamiając mnie, że czas najwyższy przeprowadzić rozmowę.

- Naprawdę. Pewnie mogło to wyglądać inaczej, ale znasz mnie? Nie jestem nieodpowiedzialna. No i nie popełniłabym samobójstwa.

- To fakt. Powinienem sam to wiedzieć. No ale jak zobaczyłem, że cię nie ma, a na powierzchni aż zabulgotało od bąbelków powietrza. - Zaciął się, przełykając głośno ślinę.

- Przepraszam. Nie zastanowiłam się nad tym. Chciałam się wykrzyczeć i to wszystko.

- Czemu to zrobiłaś?

- W szkole byłam świadkiem rozmowy, której nie chciałam słyszeć. Później zemdlałam. Trochę się potłukłam i chciałam jakoś odreagować. Woda to mój jedyny sposób, ale tym razem nie pomagało. Dlatego postanowiłam spróbować czegoś nowego.

- Ta rozmowa ma coś wspólnego z Uchihą?

No to się zaczęło. Brat przede wszystkim. Muszę odbudować relację z nim.

- Tak. Większość moich ostatnich problemów wiąże się pośrednio, albo bezpośrednio z nim.

- Czemu po prostu nie dasz sobie z nim spokoju?

No właśnie, czemu? Chciałam? Owszem, chciałam. Problem w tym, że jednocześnie nie chciałam. Dlaczego nie chciałam? Przecież mnie zranił i to nie raz. Rozczarował nie raz. Wykorzystał. Oszukał. Wystawił. Porzucił. Zwiódł. Mimo tego byłam wściekła, bo jutro zabierze Tsukino do domku w lesie i będzie się z nią kochał za pewne nie raz i nie pierwszy raz, a ja nie mogłam znieść tej myśli.

- Bo mi na nim zależy i chyba nawet go kocham. Chociaż to co ostatnio robi…

No i się rozpłakałam. To było to coś, czego nie potrafiłam nazwać wcześniej, ani się do tego przyznać. To co czułam do Uchihy było nienawiścią wymieszaną z miłością. Zabójczy koktajl, który nie wiadomo czy zabije czy wzmocni. Neji gładził moje plecy, nie pytając o więcej. Zrozumiał moje zachowanie przez ostatnie tygodnie. Mętlik i niezdecydowanie. On był geniuszem i znał mnie jak nikt, to też dalsze wyjaśnienia były zbędne. W miłości tracisz zdrowy rozsądek. Gdy już się uspokoiłam na tyle, że dałam radę mówić, pociągnęłam od razu drugą ważną kwestię.

- Dziś jak zemdlałam, Sasuke mnie zaniósł do pielęgniarki. Widziała to z połowa szkoły. To też nie zdziw się, jak w poniedziałek będą chodzić po szkole plotki, że jestem kochanką młodszego Uchihy. Pewnie jego fanki też już mnie nienawidzą za to, że mi pomógł.

- Mówisz mi to, bo nie chcesz, aby Sasuke dostał ode mnie w zęby? - Neji się zaśmiał, jakby przeczuwając moje intencje.

- To też. Na forum już krążą plotki o tym zajściu. Do poniedziałku rozpędzą się pewnie aż za bardzo. Chcę abyś wiedział wcześniej i nie denerwował się jak to miało miejsce po powrocie z wyjazdu.

- Wtedy on cię naprawdę jedynie pocałował?

- W kwestii jakiej pytasz odpowiedź jest tak. Spędziłam z nim wtedy uroczy wieczór. Można to chyba nawet nazwać randką.

- Gdzie ty go w ogóle poznałaś?

- Na imprezie u Sasuke. - Nie miałam już ochoty kłamać. Zwłaszcza, że wiedziałam co mój braciszek właśnie robił. To było przesłuchanie. Jego dłoń niby przypadkiem ścisnęła mój nadgarstek. Sprawdzał czy go okłamuję, próbując wyczuć skok mojego pulsu. Tak robił Hanie. Pierwszy raz sprawdzał mnie. - Chociaż poznaliśmy się w ciemnościach i nie wiedziałam, że on to on. Dopiero kiedyś po treningu koszykówki poznaliśmy się oficjalnie.

- Co tam robiłaś?

- Sakura dowiedziała się, że ma przyjść Sasuke, więc mnie zaciągnęła.

- Co ona w nim widzi? Te wszystkie laski uganiające się za Uchihami są żałosne. Bez urazy Hinata. Ty nie jesteś taka jak one.

- Teraz już nie jestem tego taka pewna. Nie mogę znieść widoku Tsukino przyklejonej do niego. Mam wtedy takie myśli, że sama siebie nie poznaję.

Brat przestał badać mój puls i ponownie mocno mnie objął.

- Już dobrze. Skoro on jest taki, to niedługo ją też wystawi jak inne.

- To mnie nie pociesza. - Westchnęłam głęboko. Leżeliśmy kilka minut, gdy ponownie się odezwałam. - Teraz twoja kolej.

- Na co?

- Wiesz dobrze o co mi chodzi. Potrafię rozpoznać, gdy coś cię gryzie i jestem pewna, że od dłuższego czasu tak właśnie jest.

- Co jeśli zaprzeczę?

- Nie muszę sprawdzać ci pulsu, by wiedzieć, że to kłamstwo.

- Ałć. - Wyszeptał, po czym się zaśmiał, a ja mimowolnie poszłam w jego ślady. - Nie wiem jak to robisz, ale jesteś dobra.

- To co się dzieje? - Zapytałam i zamilkłam.

Teraz trzeba było uzbroić się w cierpliwość i nie zasnąć w oczekiwaniu. Neji nigdy nie odzywał się od razu. Zapadała cisza i trzeba było dać mu poukładać w głowie zdania, które miały precyzyjnie wyrazić jego rozterki. Po kilku minutach wziął głęboki wdech i przemówił.

- Zawaliłem prawie wszystkie testy od szefa ochrony. Bo widzisz on nie testuje mocnych stron, tylko te słabe. No a ja koncertowo udowodniłem mu, że się nie nadaję na jego zastępcę. Ostatnio nawet w tym co byłem dobry, idzie mi słabo.

- Co to dla ciebie oznacza? - Zapytałam zbita z tropu. Przecież on jest geniuszem jak to możliwe, że coś zawalił? Nie mieściło mi się to w głowie.

- Odciął mnie od wielu szkoleń, w których brałem udział. Dostałem nowe zadanie i nie mogę sobie z nim poradzić.

- Jakie to zadanie?

- Mam zdobyć przyjaciela.

W życiu nie pomyślałabym, że Kacper może dać Nejiemu takie zadanie. On był jakiś dziwnym człowiekiem.

- Wiem co sobie myślisz. Przecież to bułka z masłem.

- Wręcz przeciwnie. To bardzo trudne zadanie. Ja co prawda mam przyjaciółkę, ale to nie ja ją znalazłam, tylko ona mnie. Gdyby mnie ktoś dał takie zadanie, poległabym na starcie.

- Mylisz się. Nie wiesz jak działasz na ludzi. Wystarczy że się na kogoś otworzysz i nie da się ciebie nie lubić. Ludzie sami do ciebie lgną, bo masz w sobie to coś co przyciąga. Itachi może i jest dupkiem, ale to inteligentny facet. On też musiał, to w tobie dostrzec.

- Jeśli ja to mam, to ty również. Jeśli się otworzysz na ludzi, to i ciebie polubią.

- Mam w klasie tylko jednego kolegę, Lee. On jest tak pokręcony, że stwierdziłem iż to dobry sposób na to, aby się z nim skumplować i nie wyjść na dziwaka i odludka. Jakoś nie wyobrażam sobie by rozwinąć tą znajomość do przyjaźni. No a po tej całej akcji z bójką i workiem reszta się mnie boi. Ludzie mnie unikają. Szef celowo doprowadził do sytuacji, żeby odkryto moje uczestnictwo w zawodach karate, kiedy ty byłaś w Stanach. Zająłem tam miejsce w czołówce. To jeszcze bardziej uświadomiło innych, aby trzymać się ode mnie z daleka.

- No ale Kacper nie mówił, że to ma być ktoś z twojej klasy. Możesz zaprzyjaźnić się z kimkolwiek.

- To nie jest takie proste.

- Cały Kacper. On jest dziwny i pokręcony. Nie wiem jak można dać komuś takie zadanie.

- Owszem jest pokręcony i czasem sam myślę, że brakuje mu piątek klepki, ale jest dobry w tym co robi. Wszystkie jego decyzje są przemyślane. Nawet te absurdalne na pierwszy rzut oka.

- On jest taki doskonały, czy ma jakieś słabości?

- Owszem ma. - Neji się zaśmiał. Pewnie coś mu się przypomniało, co go rozbawiło.

- Powiesz mi jakie? - Wzbudził moja ciekawość.

- Nie mogę. Jak już przestanie być tajemnicą kim jest, obiecuję, że ci wszystko opowiem. Łącznie z tym jakie czasem mu numery odstawiamy.

- Psocicie się mu? - Poczułam odrobinę żalu, czując, że ten świat ukryty przede mną może być całkiem fajny, a ja nie mam tam wstępu.

- Mamy w grupie szczególnie jednego śmieszka, który toczy z nim regularną wojnę psikusów. Twój szef ochrony jest lubiany i na tyle młody, że nie odbiera tego jak obrazę, a dzięki jego podejściu ludzie go szanują, czasem się go boją, ale też lubą z nim spędzać czas. Taka z nas pokręcona rodzinka.

- Chciałabym to kiedyś zobaczyć.

- Zobaczysz.

Byłam już tak zmęczona, że nie miałam siły rozmawiać. Musiało być po północy, może dalej. Chciałam posłuchać więcej o relacjach w gronie mojej ochrony, ale już nie miałam siły, a ciało odpływało do krainy snów. No i odpłynęłam.

 

Weekend spędziłam z Nejim. Starałam się nie myśleć o Itachim i jego randce. Brat był w tej kwestii niezwykle pomocny. Wspólnie się uczyliśmy, pływaliśmy, oglądaliśmy film, nawet tańczyliśmy, kompletnie nie wiem czemu, ale było fajnie. Nawet byłam na treningu Nejiego. Pokazał mi kilka chwytów. W mojej ocenie nie bardzo mi szło, ale on zapewniał, że na początku to norma i zanim nauczę się prawidłowego ruchu ciała, minie sporo czasu. Jeździliśmy też razem na quadzie po obszernej posiadłości ojca. To był mój pierwszy raz jako pasażerki. Na prowadzenie w życiu nie dałabym się namówić, ale skoro już jechałam z jednym i drugim Uchihą motorem, to czemu nie quadem z moim braciszkiem? Dawno nie pamiętałam takiego dnia. Nawet gosposia powielała nasz dobry humor, bo oboje byliśmy tak głodni, że rzuciliśmy się na jedzenie jak wygłodniałe zwierzęta i zachwalaliśmy jej kuchnie jak nigdy dotąd. Kobieta aż podśpiewywała, gdy zmywała naczynia, a przy kolacji dostaliśmy przepyszny deser czekoladowy z owocami i bitą śmietaną. Istna bomba cukrowa ze spóźnionym zapłonem. Ach, co ja bym dała, aby móc zaprosić Sakurę na taki deser. Przyszywana ciocia zjawiła się na zajęciach w rezydencji, a my niczym dwójka małych dzieci zaczepialiśmy się pod stolikiem, rozpraszając się podczas zajęć, nic nie robiąc sobie z jej przywoływania nas do porządku. To był cudowny weekend i gdy po obiedzie w niedziele mieliśmy się rozjechać do dwóch różnych domów, czułam smutek i tęsknotę. Chyba z pięć minut ściskałam go, obiecując sobie, że zrobię wszystko aby pomóc mu znaleźć przyjaciół i by więcej nasz kontakt się nie popsuł.

Ten weekend to było to, czego brakowało mi od tak dawna w tym kraju. Coś, czego potrzebowałam, aby mieć siłę stawić czoła światu. By w poniedziałek wejść do szkoły z podniesioną głową, niewrażliwa na hejt jaki poszedł na mój temat na tym durnym forum. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie spoglądał na mnie z wyrzutem czy też obrzydzeniem. Obie z Sakurą spodziewałyśmy się ataku, ale nic takiego nie nastąpiło. Owszem coś było na rzeczy, coś wisiało w powietrzu i to się czuło, tylko żadna z nas nie miała pojęcia co i dlaczego.

 

* * *

- Powinnaś podejść do łazienki na pierwszym piętrze. - Głos należał do dziewczyny, której nie znałam. Pojawiła się z nikąd, ale zdecydowanie mówiła do mnie. - I to jak najszybciej, bo nie zdążysz na przedstawienie.

Rozejrzałam się dookoła, ale nie dostrzegłam nigdzie Sakury. 

- Przegapisz przedstawienie, jeśli będziesz się tak długo zastanawiać.

Kiedy spojrzałam ponownie na twarz obcej mi dziewczyny, tknęła mnie pewna myśl. Sakura! Kto inny mógł zrobić jakieś przedstawienie niż ona? Pewnie dlatego jej nigdzie nie było. Byle nie wpadła na Tsukino i... O zgrozo! One się pozabijają. Prawie że biegłam. Zdyszana wpadłam do łazienki, zastanawiając się jak niby je rozdzielę, skoro nie udało mi się to poprzedniego razu, żałując w duchu, że nie wezwałam Nejiego do pomocy. W toalecie jednak nie zastałam bójki, a zapłakaną dziewczynę. W pierwszej chwili jej nie rozpoznałam. Dopiero gdy spojrzała na mnie z wyrzutem, pożałowałam, że tu przyszłam.

- Co, pewnie jesteś z siebie dumna? Nie tylko tobie złamał serce i... - Nie dokończyła zdania. Zacisnęła zęby hamując szloch, a nowe łzy popłynęły rozmazując jeszcze bardziej na pewno idealny niegdyś makijaż.

 


* * * * *

No to macie cosik ode mnie dla was. Tylko się nie przyzwyczajajcie. Tak długie rozdziały nie będą tu normą. Jeśli ktoś zauważył, że wcześniej pisałam iż mam 90% rozdziału i zostało mi do dopisania tylko jedna scena, to wiedzcie w jaki wielkim błędzie byłam. Zamiast 90% miałam 50% :D a tak, dopisałam drugie tyle i śmiało mogłabym go podzielić na dwie części, ale ten rozdział miał się właśnie tak zakończyć. No a pominięcie któregoś z fragmentów Hinata-Neji nie wchodziło w rachubę.

No dobra. To podobało się, czy lepiej przerzucić się na coś innego? :)

Pozdrawiam i ściskam mocno wszystkich wytrwałych czytelników…



9 komentarzy:

  1. O boże. Cały dzień dosłownie odświeżałam stronę, w końcu chwilę przed godziną 00 patrzę i jest! Przeczytałam kilka pierwszych zdań i skapłam się że nie wiem o co chodzi xD Zrobiłam sobie szybką powtórkę i teraz, kiedy jestem już po, mogę tylko powiedzieć o Boże. Jak zwykle zakończenie tylko rezerwuje ci miejsce w piekle, ale ogólnie rozdział to cudo, szczególnie wstawki z Sasuke które mega mnie zaskoczyły xD no i cóż mogę jeszcze dodać, życzę przede wszystkim weny i czasu, i gorąco pozdrawiam 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobało. Pochlebstwa zawsze miło łechtają ego i nie ukrywajmy, motywują do dalszej pracy.
      Skoro tak długo nic nie wstawiłam, to jak mogłabym nie dać rozdziału z zakończeniem w stylu annzwill? To po prostu nie wchodziło w rachubę :D
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  2. Ej mam nadzieje, że Sasuke nie jest zabujany w Hinacie, bo nie shippuuję ich w tym opowiadaniu xd Ale kurde no czekam aż w końcu Hinata pogada z Itachim, ale nie z darciem ryja tylko na spokojnie, żeby jej wszystko wyjaśnił.
    Oprócz tego kocham Sakurę z Sasorim i mam nadzieję, że się schleją na jakiejś imprezie i coś tam między nimi będzie (żeby Sakura kopnęła w dupę tego Sasuke gbura).
    Kacper to Kiba ;))))) Czuję to po prostu.
    Cieszę się, że napisałaś kolejny rozdział, kocham LL i mam nadzieję, że będziesz pisać jak najwięcej (a widzę, że jak masz motywację to szybko Ci idzie). Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś przejrzałam część zamieszczonych przeze mnie komentarzy i stwierdzam, że za dużo w nich ujawniam :D to też nie potwierdzę, nie zaprzeczę i nie nasunę odpowiedzi na żadną z Twoich wątpliwości :D Mogę jedynie życzyć Tobie cierpliwości, a sobie motywacji do pisania, a sama zobaczysz, jak mam zamiar poprowadzić tą historię :))
      Co do motywacji, to owszem, przyszło olśnienie, dzięki czemu mogę śmiało powiedzieć, że mam już część kolejnego rozdziału LL. Ciężko ocenić ile, bo już ten mnie zaskoczył objętością. Jak się nie tak dawno zapędziłam, to napisałam coś, co myślałam, że się w LL-39 pojawi, a tak naprawdę z tego co miałam, pojawiła się tylko sama wredna końcówka. Reszta powstała w przeciągu 2-3 tygodni. Sama nie wiem, bo czas mi ostatnio szybciej leci nawet nie wiem ile dni minęło od czasu zaczęcia pisania konkretnie tego rozdziału.
      Cieszę się jednak, że dalej ktoś się tu pojawia i czasem się odezwie, bo dzięki temu i ja czasem wracam i może przyjdzie taki dzień, gdzie zakończę wszystkie rozpoczęte historie. To w końcu miłe przeczytać zakończenie, a nie jedynie liczyć, że może kiedyś coś się pojawi i jakoś dobrnie do końca :)
      Dobra koniec tej wypowiedzi, bo popłynę w filozoficzne wywody, a przecież ze mnie taki filozof jak z koziej dupy trąba :)
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  3. Aaaaaaa w końcu jest!!!
    No coś wspaniałego, nie moge doczekać się kolejnego rozdziału na tym jak i na innych opowiadaniach :D i tak tylko skromnie wspomnę, że np. Ja nie miałabym nic do tego aby Sasuke zakochał się w Hiancie ^^ pozdrawiam cieplutko i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu to co wklikałam :)
      Dzięki za komentarz :)

      Usuń
  4. Nieeeeee, ja też nie jestem za tym, żeby Sasuke czuł coś do Hinaty. Niech on się trzyma lepiej na boku xd
    A tak ogólnie to super rozdział. Jakoś nie poczułam, żeby tyle czasu minęło od ostatniego rozdziału, czyli jednak dalej nie straciłaś swoich zdolności ;) Czekam na następny rozdział LL. To opowiadanie chyba ma najwięcej sensu na tym blogu, bo jest najbardziej rozbudowane. Trzymam kciuki za wenę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwięcej sensu :) to zabrzmiało intrygująco i nie wiem czy się cieszyć, czy płakać :D no ale pewnie sama jestem sobie winna, w końcu można by bardziej dążyć do zakończenia, a nie te tasiemce, przerwy i takie tam :)
      Kto wie, może z pisaniem jest jak z jazdą na rowerze. Chociaż, mimo że się nie zapomina jak się jeździ, to słowo daję, dziwne uczucie gdy po wielu latach w końcu wsiada się na rower. Szczególnie, gdy jest nie dopasowany do osoby wsiadającej :D ale pochwalę się, nie wywaliłam się, a to można nazwać sukcesem :D
      Dzięki za komentarz :) i nie zwracaj uwagi na to co piszę :) głupawka rządzi!! ;P

      Usuń
  5. Bardzo długi i ciekawy rozdział. W sumie nie miałabym chyba nic przeciwko jeśli Sasek byłby zabujany w Hinacie ale jakoś mi to nie pasuje do tego opowiadania. No nigdy przecież nie wykazywał żadnych cieplejszych uczuć wobec niej. Chociaż to że to on już dwa razy ją łapał jest dziwnym zbiegiem okoliczności (mój najdziwniejszy pomysł mówi że pracuje on w ochronie Hinaty, ale to byłoby wtedy chyba za baaardzo pokręcone^^ )
    Nikt o tym nie mówi ale.. jaką książkę dał Sasori Sakurze?! No przecież tam musi być jakieś ukryte przesłanie.
    Cieszę się, że przynajmniej z Nejim sobie wszystko wyjaśnili. No i Hinata przyznała, że kocha Itachiego. I jeśli przyjąć, że to na końcu to była Tsukino. Dodajmy, że rzucona niedawno przez Itachiego, to Uchiha i Hinata powinni już być na dobrej drodze do jakiegoś wyjaśnienia sobie wszystkiego. Znając jednak Ciebie, to opowiadanie i wiedząc że to tasiemiec jest oczywistym dla mnie że nie będzie tak pięknie. Chyba za dużo się pomiędzy nimi złego wydarzyło. Mimo wszystko ja im kibicuję i życzę happy endu. :)

    Weny życzę i pozdrawiam
    Annyi

    OdpowiedzUsuń