Patrząc na siebie i realizacje swoich własnych postanowień musiałam
przyznać, że byłam potwornym tchórzem. Nie tylko zabrakło mi odwagi na
zagadanie do Hidana, to jeszcze miałam wielką nadzieję, że na niego nie wpadnę.
Co do Itachiego było jeszcze gorzej. Odniosłam wrażenie, że szansa na rozmowę z
nim minęła w chwili, gdy wyszedł z mojego domu. On i Tsukino zdawali się
nierozłączni. Wielokrotnie widziałam ich idących razem za rękę. Sakura
wspomniała, że ona chyba specjalnie ciągnie go tam gdzie my jesteśmy, aby
zrobić nam na złość. Wiadomo, że nie chodziło jej o Sakurę. To mnie
nienawidziła, choć przecież to ja stałam się pośmiewiskiem szkoły, a ona
oficjalną zwyciężczynią. Z niej nikt nie szydził na forum, w przeciwieństwie do
nas. Sakura w środę wieczorem zamieściła jakiś niemiły post na temat Ropuchy,
ale szybko skasował go administrator. Pojawił się jednak post naśmiewający
Różową Burzę i mnie, oraz nasze żałosne próby wejścia w poczet dziewcząt
sportowców. Jak widać, Ropucha była nie do ruszenia, a my podpadłyśmy komuś,
zadzierając z Tsukino. Różowa Burza początkowo wpadła w złość i chciała puścić
wiązankę nieprzyjemnych zdań, ale jakoś udało mi się ją powstrzymać. Do
przewidzenia było na kogo spadłby jej wybryk, a ja miałam już dość wszystkich
wyśmiewających mnie oszczerstw. Najwyraźniej założycielem forum był chłopak
podkochujący się w wrednej blondyneczce. Nie było co się dziwić, takie dziewczęta
jak ona zawsze cieszyły się powodzeniem.
Moja przyjaciółka powstrzymała się od dodawania kolejnych postów, ale
kipiała złością. Pewnie jeszcze kilka tygodni temu swoje wzburzenie
rozładowałaby na Naruto. On jednak zmądrzał i wystrzegał się jej wyjątkowo
rozsądnie, unikając urazów czy też kontuzji. W końcu Sakura była naprawdę silną
kobietą i potrafiła przywalić w gniewie. Jedynym odważnym okazał się Sasori.
Podszedł do nas, nic sobie nie robiąc ze złości wymalowanej na twarzy Różowej
Burzy.
- Hej.
Przywitał się spokojnie, bez emocji, jakby po prostu chciał tu stanąć.
Ja jednak się spięłam. Kojarzył mi się z sytuacjami, gdzie czegoś od nas
chciał. Taki trochę szpieg z krainy deszczowców.
- Czego? - Sakura pewnie
odebrała to podobnie. Po minie było widać, że niekoniecznie chce z nim teraz
rozmawiać.
- Cóż za miłe powitanie. Okres
masz?
- Nie twoja sprawa.
- Możliwe.
- Po co tu przylazłeś? -
Wyraźnie traciła do niego cierpliwość, co nie wróżyło dobrze.
- Kto wie? Może na wszelki
wypadek, gdyby trzeba cię było szybko uspokoić. - Sasori oparł się o ścianę
jedną ręką, spoglądając wyzywająco na moją przyjaciółkę, a ona się speszyła.
Nie mogłam pojąć tego jak on to robił, że ona wypadała z transu. Może
przypomniała sobie jak ją pocałował nie tak dawno.
- Potrafię się sama uspokoić.
Nie jesteś mi do tego potrzebny.
Odburknęła mu już dużo spokojniej, odwracając nieco głowę. Czy powinnam
się martwić czy też cieszyć? Pewnie bym się cieszyła, gdyby nie to, że Sasori
był przyjacielem Uchihy. Ta zbieżność zależności nieco mi nie odpowiadała.
Kiedy oni zaczęli już normalnie rozmawiać, ja poczułam to dziwne uczucie, gdy
masz wrażenie, że ktoś cię obserwuje, ale nie widzisz zagrożenia. W końcu ją
dostrzegłam. Tsukino mierzyła się z moim wzrokiem jedynie chwilę, po czym
podeszła dziarskim krokiem, zawieszając się na ramieniu Sasoriego.
- Och Saso, gdzie twój napalony
kolega? Powiedział, że ma dla mnie jakąś niespodziankę, ale zapomniałam zapytać
gdzie teraz ma lekcje.
Tsukino wdzięczyła się do chłopaka jak kotka. Powinnam była złapać
Sakurę za rękę, by na wszelki wypadek ją powstrzymać od rzucenia się na
blondynę. Tak zrobiłaby prawdziwa przyjaciółka. Sparaliżowało mnie. Cokolwiek
chciałabym zrobić i tak nie wykonałabym swojego postanowienia. Przed oczami
stanęła mi scena, jak Ropucha rzuca się na szyję Uchihy i całuje go w usta.
Scena, której nie chciałam sobie przypominać. Nerwowo rozejrzałam się na boki
licząc, że jego nigdzie nie ma w pobliżu. Poczułam jak obraz się rozjaśnia, po
czym chcąc się ratować, oparłam się o ścianę. Wtedy to mnie ktoś złapał. Różowa
Burza podtrzymała mnie, zapewne dostrzegając, że coś się ze mną dzieje. Nie
zaślepiła ją złość, ani nie sparaliżowało jej ciała tak jak to moje miało w
zwyczaju w sytuacji zagrożenia. Dzięki szybkiej interwencji przyjaciółki udało
mi się zachować pion i przytomność.
- Oj, czyżbyś się słabo
poczuła? Masz zawroty głowy? No ale chyba nie jesteś w ciąży? Na taki pożal się
Boże blef nie odbijesz mi chłopaka.
- Odwal się. - Burknęła Sakura,
ponownie zagryzając zęby.
- Hidan jest u dyrektorki. Tam
go możesz szukać. - Odezwał się koszykarz odciągając zainteresowanie Ropuchy od
nas.
- A on mi na co?
- Mam tylko jednego napalonego
kolegę, a on jest teraz u dyrektorki na dywaniku.
- Pytałam o Itachiego. -
Ropucha zdawała się rozdrażniona, co wywołało zadowolenie na ustach Sakury.
- To szukaj tam gdzie
zazwyczaj. Jestem przekonany, że wiesz gdzie on jest.
- Tak zrobię. W końcu to ma być
jakaś niezwykła niespodzianka. Może nawet kupił mi pierścionek. - Tsukino
odeszła z uśmiechem.
- Kiedyś zedrę jej ten
głupkowaty uśmieszek z twarzy. - Wysyczała Sakura, nie siląc się na
jakiekolwiek uprzejmości i udawanie przy koszykarzu.
- To skąd ta wrogość? - Sasori
zapytał rozbawiony sytuacją.
Stałam już na własnych nogach, choć nie czułam się pewnie.
- Co to cię obchodzi? Chcesz
naskarżyć się temu palantowi, że nie lubimy jego dziewczyny? Śmiało! Przy
okazji możesz mu powiedzieć, że kompletnie nie ma gustu zadając się z takim
pustakiem.
- Myślę, że on to już wie.
- Co wie? To że jest palantem,
czy że jego dziewczyna to pustak?
- Jego się zapytaj. On nie
gryzie, za to nie ma w zwyczaju tłumaczyć swoich zachowań. Nawet ja nie wiem czemu
się spotyka z Tsukino.
- Jakoś ci nie wierzę. - Sakura
twardo stanęła przed Sasorim. - Mało tego, myślę, że ty jesteś równie mocno
popieprzony jak on.
- Mylisz się. - Sasori stanął
bezpośrednio przed Sakurą. Był od niej wyższy o głowę. Spoglądał w dół, a ona
nie odsunęła się. Pozwoliła na to by ich klatki piersiowe prawie że się stykały
ze sobą, dzielnie mierząc się z nim wzrokiem. Dzwonek rozbrzmiał po korytarzu,
uniemożliwiając jakąkolwiek wymianę zdań. Odczekał więc cierpliwie, na nastanie
ciszy. - Ja jestem ten bardziej popieprzony.
On odszedł, a ona stała dalej zagryzając wargę. Nie byłam pewna czemu.
Zdawało mi się jednak, że bardziej ze złości niżby z czegoś innego.
- Jak on mnie denerwuje. -
Wypowiedziała w końcu. - Jest taki pewny siebie, taki… - urwała nie do końca
wiedząc jak dokończyć to zdanie. - No i jeszcze ta wywłoka. Co mnie obchodzą
jakieś niespodzianki od tego palanta.
- Sakura. - Odezwałam się
cicho. - Jej nie chodziło o ciebie. To mnie chciała dopiec.
- Niech spada. Ona i ten
palant. Dobrały się gołąbeczki. Z takim pustakiem to nawet nie ma o czym
rozmawiać. Będzie się z nią męczył całe życie.
„…całe życie.” Zabolał mnie ten tekst. Nie chciałam aby oni spędzili ze
sobą całe życie? Nie potrafiłam życzyć im szczęśliwego zakończenia, ani nawet
takiego, gdzie są we dwoje razem. Ona całowała usta, które ja niegdyś chciałam.
Gdybym tylko podjęła inne decyzje, to czy teraz ja byłabym na jej miejscu? Czy
tego dnia w parku, godząc się na jego propozycje bycia parą, byłabym na miejscu
Ropuchy, uniknęłabym wszystkie co wydarzyło się po moim powrocie, a wspomniana
niespodzianka byłaby przygotowana dla mnie? Co by mi podarował?
- Dobrze się czujesz? - Sakura
przywołała mnie do porządku. - Kontakt się z tobą urwał. Może pójdziemy do
pielęgniarki?
- Nie. Po prostu się
zamyśliłam.
Moje tchórzostwo odbiło się nawet na wizytach w schronisku. W czwartek
po szkole poszłam prosto do domu. Czułam, że prawdopodobieństwo na spotkanie
Uchihy jest małe. Po prostu zabrakło mi siły na wszystko po całym dniu oglądania
zakochanych gołąbeczków.
To zadziwiające jak przestawiło się moje życie. Piątek, który kiedyś
był dniem początku tęsknoty za narutową blond czupryną, stał się dniem ulgi od
uchihowskich oczu i Ropuchy przyklejonej do niego na okrągło. Tylko czemu ciągle
dziwiły mnie te zmiany? Powinnam się już przyzwyczaić i oswoić z myślą, że nic
nie będzie jak dawniej. Żegnaj beztrosko. Witaj zamęcie. Słowo daję, że tego
dnia odliczałam każdą minioną przerwę, nie mogąc doczekać się końca dnia. No
ale na jednej z ostatnich przerw zaszedł do nas Sasori. Standardowo się spięłam
na jego widok. Był jak zwiastun złych wiadomości. Zjawił się na samym początku
przerwy, szczerząc się głównie do Sakury, ale i na mnie zerkał, wywołując
dreszcze strachu i złych przeczuć.
- Mam coś dla ciebie. - Zwrócił
się do Sakury.
- Dla mnie? - Różowa Burza
jakby złagodniała. No ba, prezenty wszyscy lubią. - Co takiego? - Ostatnie
pytanie wypowiedziała dużo bardziej uśmiechnięta.
- Zamknij oczy i nie podglądaj.
- Wywróciła oczami, jakby nie była zadowolona z polecenia, ale jednocześnie
bardziej się uśmiechnęła i zamknęła powieki. Ona lubi takie rzeczy. Ciekawe czy
on to wiedział. - A teraz wyciągnij ręce.
- Jak mnie wkręcasz, albo masz
dla mnie coś obrzydliwego, bądź pewny, że pożałujesz. - Zagroziła mu,
spełniając jednocześnie jego polecenie.
Sasori wyciągnął z plecaka książkę i położył jej na wyciągniętej dłoni.
Sakura momentalnie otworzyła oczy. Widziałam, że jest zaskoczona, no i trochę
rozczarowana, czy też zmieszana.
- Może to otworzy cię na coś
nowego.
- Dzięki. Na pewno się przyda.
- Uśmiechnęła się, choć mogłabym się założyć, że to nie tego się spodziewała.
Schowała ją do swojej torby, nie przeglądając nawet zawartości.
- Hej.
Momentalnie mnie sparaliżowało. To był on. Po tylu dniach stanął między
Sakurą i Sasorim, witając się jakby nigdy nic. Nie podniosłam głowy. Nie
mogłabym na niego spojrzeć. Zbyt wiele razy napatrzyłam się na tą idealną parę.
Nie otworzyłam nawet ust, aby odpowiedzieć na jego przywitanie. To pierwszy raz
jak się odezwał w moim towarzystwie, od czasu jak wywaliłam go z domu.
- A ty co? Tsukino spuściła cię
ze smyczy? - Najwyraźniej Sakura była w podobnym szoku co ja, chociaż jej nie
zamurowało tak jak mnie.
- Jak widać. - Itachi
odpowiedział po chwili, nie podejmując żadnych przepychanek słownych. Jakoś mi
to do niego nie pasowało.
- To może lepiej idź ją
poszukaj, tacy jesteście nierozłączni. - Moja przyjaciółka parła dalej,
próbując mu dogryźć, czy coś w tym stylu. Ona nie wiedziała, że Itachi jest
bystrzakiem i nie warto wchodzić z nim w przepychanki słowne, szczególnie w
emocjach.
- Przeszkadza ci to? Czy może
komuś z twojego towarzystwa?
O zgrozo! Chciałam aby Sakura zamilkła i o niczym więcej z nim nie
rozmawiała. Zbyt wiele wiedziała, a on wykorzystując jej wściekłość prowadził
rozmowę w stronę, która mi się nie podobała.
- Mam to gdzieś. Oboje
jesteście beznadziejni i fałszywi. Dziwi mnie tylko, że jesteś z takim
pustakiem. Sasuke nigdy by się z kimś takim nie związał. On jest na to zbyt
mądry, ale możliwe, że inteligencja w waszej rodzinie przypadła jedynie w
udziale twojemu bratu.
- Może wytłumaczysz Sakurze
czemu spotykasz się z Tsukino, bo jest bardzo ciekawa. - Wtrącił się Sasori, z
wyraźnym rozbawieniem.
- To nie prawda. Nie interesuje
mnie to wcale a wcale. - Prawie, że wykrzyczała Sakura, gromiąc spojrzeniem
Sasoriego.
- Jest ktoś, komu mógłbym to
powiedzieć. - Odparł spokojnie Itachi. - Tylko ten ktoś nie jest tym
zainteresowany. Nie chce nawet na mnie spojrzeć.
Czy te słowa mogły mówić o kimś innym? Czy gdybym teraz na niego
spojrzała, powiedziałby mi dlaczego to robi? Czemu wybrał akurat tą dziewczynę?
- I co, dziwisz się? Mamy ci
może współczuć?
Wzięłam głęboki oddech. Powinnam coś zrobić. Cokolwiek. Może to była
właśnie ta chwila. Może wystarczyłoby podnieść wzrok i powiedzieć, że chcę z
nim porozmawiać. Dać mu powiedzieć to, na co nie pozwoliłam na początku
tygodnia. No dalej Hinata! Dopingowałam samą siebie. W końcu podniosłam głowę.
Patrzył się na mnie, a ja na niego. Sakura coś jeszcze mówiła, ale nie
rozumiałam żadnego słowa. Mierzyłam się z nim wzrokiem, tracąc kontakt z resztą
świata. Przyszedł czas na kolejny krok. Na wypowiedzenia zdania, sugerującego,
że byłam gotowa na rozmowę. Nie potrafiłam jednak nic powiedzieć. Jakbym
straciła język, głos. On też się nie odezwał. Czekał aż ja coś powiem? Pewnie
moglibyśmy tak stać aż do końca przerwy. Tak się jednak nie stało. Pierwsze
białe plamy pojawiły się dość szybko, a moje nogi lekko zmiękły. Utrzymałam
jednak pion. Na oczach Uchihy pojawiły się drobne palce z pomalowanymi na
czerwono paznokciami. Uchiha gwałtownie złapał dłonie, odrywając od swoich
oczu. Potem widziałam ją. Ropucha zawiesiła się na jego szyi, a do moich uszu
dotarł drażniący skrzekot.
- Tu jesteś. Nie mogę się już
doczekać jutra. Cały weekend sami w domku, spacery po lesie i… - Zawiesiła
głos, sunąc dłonią po jego klatce piersiowej. - Idę dziś kupić seksowną
bieliznę. Pewnie zaraz i tak ją ze mnie zdejmiesz. To o której po mnie
podjedziesz?
Ostatnie słowa usłyszałam jak z podziemi. Świat zmienił się w białą
plamę.
Kiedy otworzyłam oczy, pomyślałam, że przebudziłam się właśnie z
nieprzyjemnego snu. Materac pode mną był niewygodny, co sugerowało, że nie
jestem u siebie. Wówczas dostrzegłam biały sufit z dwiema dużymi lampami. Czyli
coś nie pasującego do wystroju mojego pokoju. Poruszyłam się, momentalnie tego
żałując. W mojej głowie odezwał się tępy ból. No to tym razem poleciałam zderzając
się pewnie z podłogą.
- Ocknęła się. - Usłyszałam
głos Sakury.
- No i dobrze. - Podeszła do
mnie pielęgniarka. - Ty już u mnie kiedyś byłaś. Coś trzeba zrobić z tymi
twoimi omdleniami. Wypiszę ci badania jakie powinnaś zrobić, no i oczywiście
wizyta u lekarza.
- Ja po prostu tak mam. -
Odpowiedziałam, chcąc ją powstrzymać od siania paniki.
- To fakt. Mdleje jak się za
bardzo denerwuje. No ale to już pani mówiłam. - Różowa Burza zdawała się nieco
podenerwowana.
- Sakura ma racje. Robiłam już
badania i wszystko jest dobrze, po prostu mam pewien defekt. - Usiadłam,
trzymając się za głowę.
- Spójrz na mnie.
Pielęgniarka sprawdziła mi źrenice, a później zadała masę pytań i
powiedziała całą litanie na temat niepokojących objawów, na które mam zwrócić
uwagę. Ponoć mocno przywaliłam w ścianę głową i stąd lekka obawa czy aby nie
mam wstrząśnienia mózgu. Kiedy już upewniła się, że zdaję się zdrowa, wypuściła
nas z gabinetu w karteczką dla nauczyciela, usprawiedliwiającą nasze
spóźnienie. Jak tylko wyszłyśmy z gabinetu, Sakura wytrzeszczyła się do mnie z
maślanym spojrzeniem.
- Och Hinata, jak ja ci zazdroszczę.
Co tam ja. Połowa dziewcząt w szkole ci zazdrości.
- Mi? - Kompletnie nie miałam
pojęcia czego można było mi zazdrościć.
- Wiesz kto cię tu przyniósł?
W okamgnieniu stanęłam. Wmurowało mnie. Moje myśli momentalnie
powędrowały do osoby, o której nie chciałam myśleć. Rozmarzona i uśmiechnięta
Sakura? Czy miała na myśli tego kogo ja?
- Itachi mnie tu przyniósł?
- Nie on. Ten palant nawet się
nie ruszył.
- Sasori? - Czułam że jak
będzie mnie trzymać w niepewności zbyt długo, to za chwilę znowu padnę jak
długa, tłucząc sobie głowę z drugiej strony dla równowagi odczuwanego bólu.
- Oj idziesz w złą stronę. -
Sakura machnęła ręką. - Sasuke złapał cię zanim runęłaś na posadzkę. Co prawda
głową przywaliłaś już w ścianę, ale jakbyś upadła to pewnie byłoby jeszcze
gorzej. Wziął cię na ręce i poszedł prosto do pielęgniarki. Nawet chwilę z nami
został w środku, ale piguła go wyprosiła i wyszedł. Dziewczyny zabijały cię
wzrokiem z zazdrości. Sama jestem zazdrosna o ciebie. Co ja bym dała, aby mnie
tak niósł przez całą szkołę.
- Czemu on to zrobił? - To mi
się w głowie nie mieściło. No przecież w życiu bym nie zgadła. Sasuke? Byłby
ostatnią osobą na którą bym postawiła.
- Bo jest cudowny i wspaniały
oraz mroczny, seksowny, przystojny, silny, mądry, wysportowany, taki do
schrupania. Najlepszy facet na świecie.
Czyli jednak fascynacja Sasuke jej nie przeszła. Cokolwiek było w
relacji między nią a Sasorim, to i tak nic ważnego, kiedy w zasięgu wzroku
pojawiał się Sasuke.
- No pomyśleć, że to już drugi raz nosił cię na rękach.
- Jak to drugi raz? - Czy ja
czegoś nie pamiętałam?
- No na imprezie u Sasuke.
Wtedy też zemdlałaś i Sasuke złapał cię zanim upadłaś i zaniósł do domu. Tylko
wtedy nikt prawie nie widział, a teraz praktycznie każdy po drodze.
O zgrozo! Chyba wolałabym upaść na podłogę i potłuc się tam, niż za
chwilę przeżywać atak ze strony dziewcząt kochających się w młodszym potomku
Uchiha. Jak tak dalej pójdzie, nie dadzą mi żyć w tej szkole. No i jakim cudem
Sasuke zainteresował się moim omdleniem do tego stopnia, aby mnie nieść do
pielęgniarki? Przecież on mnie nie cierpi, a może nawet nienawidzi.
- Naprawdę ci zazdroszczę. -
Różowa Burza z rozmarzonymi oczami spojrzała w sufit.
- Sakura, co odpowiedział
Itachi na pytanie Tsukino? - Wypaliłam chcąc zmienić temat.
- Które pytanie?
- Ona chyba zapytała o której
godzinie się spotkają. - Nie byłam już pewna jak szło to pytanie.
- Chyba odpowiedział jej, że o
czternastej. - Widać było, że nie jest pewna na sto procent.
- Czyli to prawda. Ta dwójka
spędzi wspólnie weekend w domku w lesie.
- No na to wychodzi.
Oparłam się o ścianę na korytarzu, osuwając się w dół. Kiedy już
tyłkiem dotknęłam posadzki, głowę ukryłam pomiędzy kolanami.
- Hinata, wszystko w porządku?
Coś się stało? - Sakura kucnęła koło mnie. - Jeśli dalej czujesz się słabo,
możemy wrócić do piguły.
- Nie, nie wracajmy tam. Ja po
prostu nic z tego nie rozumiem. - Spojrzałam na nią, walcząc ze łzami. - Skoro
ją tam zabiera, to wszystko co o nim mówiła jest prawdą.
Nic nie odpowiedziała. Z reszta co wtedy można było powiedzieć? Karty
rozdane. Ropucha w ręku trzyma fula a ja kompletnie nic. Nie dotarłyśmy na
zajęcia. Napisałam do szefa, że chcę jechać do rezydencji. Po krótkim czasie
zadzwoniła do mnie Kurenai informując, że już skontaktowała się z moją wychowawczynią
i za dziesięć minut podjedzie po mnie. Sakura poszła na wychowanie fizyczne, a
ja wsiadłam do auta. Po drodze musiałam się przesiąść. W rezydencji przywitano
mnie pytając czy czegoś się napiję, albo zjem, ale ja odmówiłam. Nic by mi
przez gardło nie przeszło. Poszłam prosto na basen. Ubrania zrzucałam już po
drodze, do łazienki wchodząc w samej bieliźnie. Jeszcze nigdy tak szybko nie
założyłam stroju. Było zbyt wcześnie, to też nie zakładałam, że pojawi się
Neji. Przynajmniej nie teraz, kiedy miał jeszcze zajęcia. Potrzebowałam spokoju
i samotności. No z tym spokojem to nie miałam oczywiście na myśli ciszy.
Włączyłam Intro tak głośno jak jeszcze nigdy. Miałam nadzieję, że muzyka
zagłuszy wszystko co we mnie krzyczało. Stanęłam na bloku startowym i skoczyłam.
Czując wszechogarniającą mnie wodę poczułam lekkie ukojenie. Nie zamierzałam
się oszczędzać. Płynęłam jak najszybciej, nie zrobiłam nawet żadnej rozgrzewki.
Przy końcu drugiej długości basenu mięśnie zaczynały mnie palić, ale nie
zwolniłam. Odbiłam się od ścianki i ponownie popłynęłam wkładając całą swoją
siłę. Musiałam jednak zwolnić. Forsując się tak mocno, nie byłabym w stanie
zbyt długo pływać, a moje ciało i myśli potrzebowały chlorowanej cieczy jak
płuca powietrza. Woda obmywała mnie z frustracji i negatywnych myśli. Walczyłam
ze zmęczeniem ciała oraz duszy. Nie mogłam jednak przestać. W głowie
odtwarzałam ostatnie wydarzenia, starając się poukładać wszystko w jakąś spójną
całość, którą mogłabym zaakceptować i pogodzić się aktualnym stanem. To jednak
nie pomogło. To co czułam w tamtej chwili, myśląc o Itachim, było mieszaniną
nienawiści, ale i czegoś jeszcze. Odbicie od ścianki i kolejna długość basenu
zaliczona. Chciałam krzyczeć, wydrzeć się tak głośno jak to tylko możliwe i
posłać i jego i ją do diabła. Uczucie to było tak silne, jak uderzenie pioruna.
Dłonie zaczęły mi drżeć, niezdanie rozcinając wodę. W klatce piersiowej
rozgorzał ogień. Dopływałam właśnie do głębszej części basenu. Wzięłam wdech i
zamiast w stronę bloków startowych, popłynęłam w dół. Docierając prawie do dna,
pochwyciłam za coś, co miało mi pomóc utrzymać się na dnie basenu i tam
spróbowałam wykrzyczeć się. Chmara bąbelków powietrza, wydobywająca się z moich
ust, zasłoniła mi widok. Gdy w moich płucach nie było już nic, nastąpiła cisza
i upragniony spokój. Tępo przyglądałam się naprzeciwległej ścianie, nie
poruszając się praktycznie. Płuca pozbawione powietrza zaczęły boleśnie domagać
się wdechu. Zlekceważyłam odruch, wiedząc, że na odbicie się od dna i
wypłynięcie na powierzchnię nie potrzebuję wiele czasu. Mogłam jeszcze chwilę
tu zostać. Spokój zmącił uścisk w pasie i szarpnięcie gwałtowne w górę.
Zaskoczona sytuacją odruchowo chciałam nabrać powietrza, co doprowadziło do
zachłystnięcia. Będąc już nad wodą, potwornie się rozkasłałam. Ktoś położył mi
rękę na krawędzi basenu i sam wyskoczył z wody. Po chwili i ja byłam już
wyciągnięta z basen przez czyjeś silne dłonie.
- Pochyl się. - Usłuchałam, a
rzekomy wybawca zaczął klepać mnie do plecach, aby pomóc mi odkaszlnąć wodę. -
Powinniśmy pojechać do szpitala. - Nie miałam już wątpliwości, że to Neji.
Jednak pojawił się, chociaż byłam pewna, że ten jeden raz go tu ze mną nie
będzie.
- Nie trzeba. - Zakasłałam ponownie.
- Wszystko jest porządku.
- W porządku? Ty to nazywasz w
porządku? Przecież prawie się utopiłaś! - Uniósł głos, co nie zdarzało mu się
często. - Nie chcę nawet myśleć co by było, gdybym nie dotarł na czas.
- Nie topiłam się.
Zanurkowałam. - Stałam już wyprostowana przed nim. Był roztrzęsiony. Może
powinnam być dla niego milsza. W końcu chciał dobrze.
- Zanurkowałaś? Jak możesz mi
wmawiać, że cokolwiek jest w porządku? Wystarczy na ciebie spojrzeć.
Zachowujesz się dziwnie od kilku tygodni. Co się dzieje, Hinata? Czego mi nie
mówisz? Tylko nie wmawiaj mi, że mi się tylko wydaje, bo nie uwierzę.
Odwróciłam wzrok, by nie widzieć jego zbolałej miny. Miał racje. Nic
nie było i nawet nie miało już szans na bycie w porządku. Itachi wybrał
Tsukino, a o ile wcześniej postanowiłam z nim porozmawiać, o tyle teraz nie
widziałam aby miało to jeszcze jakikolwiek sens. Musiałabym go powstrzymać
przed weekendowym spotkaniem, tylko co by to zmieniło? Jeśli tak szybko i łatwo
poszedł pocieszyć się w ramionach Ropuchy to równie dobrze za kilka dni mógł
zgłosić się do jakiejś innej Ropuchy czy Żmii.
- Rozumiem. - Odparł oschle. -
Pani pozwoli, że się odmelduję.
- Neji.
Chciałam go złapać, ale odtrącił moją dłoń. Nigdy wcześniej mnie tak
nie potraktował. Po prostu odszedł, zostawiając mnie samą sobie. Zapętlona
melodia zagłuszyła dźwięk zamykanych drzwi. Przyjechałam tu, aby ukoić nerwy,
nie poczułam się jednak lepiej. Było jeszcze gorzej. Usiadłam na jednym z
wygodnych leżaków, kulać się w sobie. Byłam wewnętrznie rozdarta. Nie
wiedziałam co mam robić. Straciłam już nadzieję na to, że ja i Itachi jakoś się
dogadamy. Teraz traciłam brata. Dlaczego? Może moją unikalną zdolnością było
rujnowanie relacji z ludźmi. Z odrętwienia wyrwała mnie chwila, w której ktoś
zarzucił mi szlafrok na barki. To gosposia przyszła do mnie, poinformować, że
przygotowała obiad i zaprasza mnie do jadalni. Wsunęłam dłonie w rękawy i
poszłam za nią. Nakrycia była dwa. Chwilę łudziłam się jeszcze, że pojawi
się Neji, ale tak się nie stało. Nie byłam w stanie nic przełknąć. Jedynie
napiłam się soku. Wiedziałam, że powinnam coś zjeść. Od rana nie miałam nic w
ustach. Patrząc na pyszności przygotowane specjalnie dla mnie, miałam jedynie
odruch wymiotny. Kobieta która to wszystko przygotowała, spoglądała z
rozczarowaniem na mój czysty talerz i nienaruszone potrawy. Pewnie nawet jej
zrobiłam przykrość. Jestem coraz lepsza w ranieniu innych. Może zamiast kłamać,
powinni mnie uczyć, jak być lepszym człowiekiem. Wieczorem wzięłam telefon do
ręki i aż się skrzywiłam widząc liczbę wiadomości i nieodebranych połączeń.
Wszystkie były od Sakury. Różowa Burza zionęła ogniem. Znowu obsmarowano mnie
na forum. Jak można było się domyślił, tym razem do spisu moich grzeszków i wojaży
miłosnych doszedł Sasuke. Rzekomo nie udało mi się zdobyć Itachiego, to też
teraz za cel obrałam sobie młodszego Uchihę. Prześmiewczo opisano moje
omdlenie, które symulowałam tylko po to, aby wymusić na Sasuke reakcję. Nie mam
pojęcia skąd on się tam wziął, za to osoba opisująca stwierdziła, że celowo do
niego podeszłam, praktycznie padając mu niemalże w ramiona. Jak pisała Sakura,
to Uchiha z obrzydzeniem zaniósł mnie do pielęgniarki, po wszystkim dokładnie
dezynfekując ciało, by nie zarazić się ode mnie głupotą. Oczywiście moja
przyjaciółka nie opisała tego tak ładnie. Popłynęło morze pomyj i nienawiści,
zalewając mnie po czubek głowy. W poniedziałek druga połowa dziewcząt w szkole
znienawidzi mnie za dostawianie się do Sasuke. Nikogo nie obchodzi fakt, że ja
się go boję i nigdy nie spróbowałabym go poderwać. Czy tym razem Neji pobije
się z młodszym Uchihą? Do tego nie mogłam dopuścić. Należało ostrzec brata o
plotkach jakie pojawią się w poniedziałek. Za pewnie do końca weekendu okaże
się, że puściłam się z nim, a może nawet puszczałam się jednocześnie z jednym i
drugim bratem. Może powinnam poprosić Kacpra aby zajął się tym głupim forum i
skończył z nim raz na zawsze. A później musiałby tylko pilnować i w momencie
kiedy pojawiałoby się kolejne, je również kasować, zanim nabierze takiego
rozpędu jak to istniejące. Może, ale plotek nie da się powstrzymać. Pewnie
nawet Kacper, mimo swej nieprzeciętnej inteligencji, nie będzie w stanie
zablokować hejtu na mnie i każdej kolejnej dziewczynie, która odważy się
spojrzeć na Uchihę.
Skończyłam czytać wszystkie wiadomości od Sakury i postanowiłam do niej
zadzwonić. Odebrała bardzo szybko.
- No nareszcie, już się bałam,
że coś się stało. Nie odbierasz, nie odpisujesz. Wiesz Terumi jak się
martwiłam?
- Przepraszam. Wzięłam długą
kąpiel i nie zabrałam telefonu, a miałam wyciszony, więc nie słyszałam, że
ktokolwiek dzwoni.
- No ale czytałaś co ci
napisałam?
- Tak, czytałam.
- No co za chamy. Przecież nic
z tego co napisali nie jest prawdą. Wszystko wyssali z palca. Jak ja się dowiem
kto to napisał, to łeb urwę.
- Sakura, proszę. Nie możesz
tego tak przeżywać.
- Już ja im dam popalić.
Takiego posta napiszę, że w pięty pójdzie i będę na okrągło wstawiać. Nie ma, że
skasują i tyle. Wydrukuję ulotki i porozwieszam na korytarzach.
- Sakura. - Uniosłam nieco
głos, aby ją powstrzymać.
- Już prawie skończyłam.
Została mi tylko końcówka. No i tą wywłokę też opiszę. Zedrę z niej ten
nieskalany wizerunek. Wywłoka i pustak.
- Sakura, proszę przestań. -
Moje słowa ginęły w jej wypowiedziach.
- Nie daruję małpie. Ona musi
maczać w tym palce. Może daje dupy temu co założył forum, za to aby ją bronił,
a inne gnoił.
- Sakura! - Krzyknęłam, aby
przebić się przez jej monolog. Ucichła. - Nie chcę abyś więcej zaglądałam na to
forum. Nie zamieszczaj tam żadnych informacji. Chcę tylko aby się to skończyło.
Byśmy mogły żyć jak dawniej. Nie zważając na to co inni piszą.
- No ale tak nie można.
Przecież ktoś kala twój dobry wizerunek.
- Sakura, ja już nie mam
dobrego wizerunku. Nikt nie uwierzy, że tego nie chciałam. Już zawsze pozostanę
w ich mniemaniu kochanką Uchihy.
- Przecież możemy im
powiedzieć, że to nieprawda.
- Proszę, przestań tam
zaglądać. Odetnijmy się od tych wszystkich ludzi, którzy czytają i zamieszczają
posty.
- No ale...
- Proszę. To dla mnie ważne.
Obiecaj mi, że z tym skończysz i niczego już nigdy nie napiszesz.
W słuchawce panowała cisza. Różowa Burza zastanawiała się, a ja
musiałam dać jej czas na podjęcie decyzji.
- No dobra, ale jak ktoś mnie w
szkole o coś zapyta, to nie będę milczała i powiem prawdę.
- Sakura, tylko nie rób nic
głupiego. Po prostu ich unikajmy i nie wdawajmy się w rozmowę, gdy się pojawią.
- Wiesz, że ja tak nie
potrafię.
- Proszę. Inaczej Neji znowu
zrobi coś głupiego. Już teraz jest zły i aż boję się, że tym razem pobije
Sasuke. - Hinato, będziesz się smażyć w piekle. Celowo użyłam tego argumentu,
aby bardziej zadziałał na moją przyjaciółkę.
- No dobra. Tyle, że jak on to
przeczyta, to możliwe, że i tak dojdzie do rękoczynów.
- Spędzę z nim ten weekend to
może jakoś go do tego przygotuję, aby i on zachował spokój.
- Chętnie bym się do was
przyłączyła, ale mama wymyśliła, że jedziemy jutro do babci i zostajemy aż do
obiadu w niedzielę. - Sakura zdawała się niezadowolona, a ja wręcz przeciwnie.
Nie miałabym okazji pogadać z Nejimi, gdyby ona była z nami. Gdybym miała
odwagę jej powiedzieć prawdę, to mogłaby z nami tu być, w rezydencji. Może
kiedyś...
- Może w przyszłym tygodniu
pójdziemy gdzieś w trójkę? - Zaproponowałam, licząc, że naprawdę gdzieś
pójdziemy.
- Jestem za. Chętnie też bym
sobie potańczyła. To też jesteśmy umówieni.
- Jasne.
- Kończę, mama mnie woła a i
tak dziś jest na mnie zła, bo zapominałam, że po szkole miałam jej kupić cukier
i krem do ciasta.
- Miłego weekendu.
- Tobie również.
Dobrze, że chociaż z Sakurą mi się układało. Nie wiem co bym zrobiła,
gdyby i ona była na mnie zła. Trzeba było zastanowić się jak załagodzić
sytuację z Nejim. Miałam na to weekend, o ile był w rezydencji. Jeśli wyjechał,
należało jakoś ściągnąć go z powrotem.
Po godzinnym spacerze i układaniu sensownego planu, którego nie
ułożyłam, padłam wykończona. Usiadłam w wygodnej, dużej, wiklinowej kuli, gdzie
zmieściłoby by się ze trzy osoby, rozkładając się wygodnie w gąszczu poduszek.
Nie planowałam zasnąć, a jedynie dać odpocząć nogom. Wzięłam kilka głębokich
wdechów. Wtuliłam się w poduszki i utulona śpiewem ptaków, zasnęłam. Obudziłam
się, gdy ktoś wziął mnie na ręce. Moje ciało w chwilach zaskoczenia reaguje
paraliżem. Ten jeden raz, byłam mu za to wdzięczna. Jak tylko otrząsnęłam się z
pierwszego szoku, zorientowałam się, kto mnie niesie i postanowiłam dalej
udawać, że śpię. Czyli jednak nie wyjechał. Mimo złości, dalej trwał na
posterunku. Neji był niesamowity i któregoś dnia, jakaś szczęściara zyska
wspaniałego chłopaka, a może nawet męża. Tego mu życzyłam, by mądrze ulokował
swoje uczucia i by ktoś obdarzył go uczuciem na jakie zasługuje.
- Skoro już nie śpisz, to bądź
tak miła i chociaż otwórz drzwi do pokoju. - Zabrzmiał surowy głos braciszka.
Wmurowało mnie momentalnie. Nie udając już dłużej, otworzyłam oczy i
pociągnęłam za klamkę. Nie postawił mnie na podłodze, jak przypuszczałam.
Zaniósł mnie aż do łóżka, gdzie mnie położył delikatnie, a przecież za oszustwo
mógł mnie na nie rzucić, bądź na podłogę. Możliwe, że nie był już aż tak zły,
jak kilka godzin wcześniej. Kiedy jego ręce były już wolne, odwrócił się, z
zamiarem odejścia do siebie. Wtedy zerwałam się na równe nogi i przylgnęłam do
jego pleców, mocno ściskając go w pasie.
- Zostań, proszę.
Serce waliło mi jak szalone. Sama nie wiedziałam, czemu aż tak się
stresuję. Musiałam go jednak zatrzymać. Odkładając rozmowę, niczego bym nie
zyskała. Wóz albo przewóz. Z tym, że ja nie zakładałam opcji, w której
moglibyśmy się nie pogodzić. Taki wariant nie wchodził w rachubę, nawet gdybym
musiała powiedzieć mu wszystko, co tylko będzie chciał wiedzieć. Neji był zbyt
ważną osobą w moim życiu i nie bez powodu ostrzegałam Itachiego, aby nie kazał
mi wybierać między nim a Nejim. Nie wiem co musiałoby się stać, abym odwróciła
się od brata. Rodzina przede wszystkim. Tacy są Hyuga. Taka jestem ja. Taki
jest też Neji. Odwrócił się do mnie i przytulił mnie równie mocno jak ja jego.
- Kocham cię, braciszku. -
Poczułam ulgę, bo już wiedziałam, że nie rozstaniemy się tej nocy w gniewie.
- Ty też jesteś dla mnie ważna.
- Odpowiedział, rozwiewając wszelkie wątpliwości.
- Zostaniesz ze mną tej nocy?
Nie chcę być sama. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi poskładać mój świat z
powrotem do kupy.
- Zostanę.
Pewnie gdyby ktoś obcy nas zobaczył tej nocy, to obgadałby, że robimy
coś nieprzyzwoitego. No bo jak kuzynka z kuzynem, w tak bliskim pokrewieństwie,
mogą dzielić wspólnie łóżko, przytulając się do siebie? Tylko, że u nas to nie
było coś niezwykłego, a to co było między nami, to jedynie potrzeba bliskości
kogoś ważnego. Zaczęło się to po śmierci rodziców Nejiego. Nie chciałam, aby
był sam, to też wymykałam się z łóżka i przemykałam do niego, ściemiając, że
się boję, bo coś stuka i puka pod moim łóżkiem. On pozwalał mi położyć się koło
siebie, a ja przytulałam go mocno. Za każdym razem, czułam gdy jego poduszka
była mokra od łez. Po jakimś czasie, wypłakał się wystarczająco, a ja
przestałam do niego przychodzić. Któregoś dnia sam zapytał, czy już przestałam
się bać i gdyby znowu coś mnie straszyło, to zawsze mogę do niego przyjść. Tak
też co jakiś czas przychodziłam. Z czasem Neji zaczął się otwierać. Takimi
nocami, gdy byliśmy sami, wtuleni w siebie, czy też jedynie leżąc obok, on był
dużo bardziej otwarty. Nawet podziękował mi kiedyś, za to, że pomogłam mu
pogodzić się z tym, że jego rodzice już nie wrócą, a mój dom, stał się jego
domem.
Tym razem to oboje potrzebowaliśmy siebie. Znaleźliśmy się w łóżku, w
ubraniach, zdejmując jedynie skarpetki i wtulając się w siebie, jak kiedyś za
młodu. Neji pachniał domem, trwałością, spokojem i niezłomnym hartem ducha. Był
moim bunkrem, który objąwszy mnie swoimi ramionami, dawał bezwzględne poczucie
bezpieczeństwa. Żaden pocisk o nazwie „Itachi”, „Tsukino” a nawet „Sasuke”, nie
mógł mnie teraz dosięgnąć. To było moje bezwzględne bezpieczeństwo.
- Naprawdę się nie topiłaś? -
Zapytał, uświadamiając mnie, że czas najwyższy przeprowadzić rozmowę.
- Naprawdę. Pewnie mogło to
wyglądać inaczej, ale znasz mnie? Nie jestem nieodpowiedzialna. No i nie popełniłabym
samobójstwa.
- To fakt. Powinienem sam to
wiedzieć. No ale jak zobaczyłem, że cię nie ma, a na powierzchni aż zabulgotało
od bąbelków powietrza. - Zaciął się, przełykając głośno ślinę.
- Przepraszam. Nie zastanowiłam
się nad tym. Chciałam się wykrzyczeć i to wszystko.
- Czemu to zrobiłaś?
- W szkole byłam świadkiem
rozmowy, której nie chciałam słyszeć. Później zemdlałam. Trochę się potłukłam i
chciałam jakoś odreagować. Woda to mój jedyny sposób, ale tym razem nie
pomagało. Dlatego postanowiłam spróbować czegoś nowego.
- Ta rozmowa ma coś wspólnego z
Uchihą?
No to się zaczęło. Brat przede wszystkim. Muszę odbudować relację z
nim.
- Tak. Większość moich
ostatnich problemów wiąże się pośrednio, albo bezpośrednio z nim.
- Czemu po prostu nie dasz
sobie z nim spokoju?
No właśnie, czemu? Chciałam? Owszem, chciałam. Problem w tym, że
jednocześnie nie chciałam. Dlaczego nie chciałam? Przecież mnie zranił i to nie
raz. Rozczarował nie raz. Wykorzystał. Oszukał. Wystawił. Porzucił. Zwiódł.
Mimo tego byłam wściekła, bo jutro zabierze Tsukino do domku w lesie i będzie
się z nią kochał za pewne nie raz i nie pierwszy raz, a ja nie mogłam znieść
tej myśli.
- Bo mi na nim zależy i chyba
nawet go kocham. Chociaż to co ostatnio robi…
No i się rozpłakałam. To było to coś, czego nie potrafiłam nazwać
wcześniej, ani się do tego przyznać. To co czułam do Uchihy było nienawiścią
wymieszaną z miłością. Zabójczy koktajl, który nie wiadomo czy zabije czy
wzmocni. Neji gładził moje plecy, nie pytając o więcej. Zrozumiał moje zachowanie
przez ostatnie tygodnie. Mętlik i niezdecydowanie. On był geniuszem i znał mnie
jak nikt, to też dalsze wyjaśnienia były zbędne. W miłości tracisz zdrowy
rozsądek. Gdy już się uspokoiłam na tyle, że dałam radę mówić, pociągnęłam od
razu drugą ważną kwestię.
- Dziś jak zemdlałam, Sasuke
mnie zaniósł do pielęgniarki. Widziała to z połowa szkoły. To też nie zdziw
się, jak w poniedziałek będą chodzić po szkole plotki, że jestem kochanką
młodszego Uchihy. Pewnie jego fanki też już mnie nienawidzą za to, że mi
pomógł.
- Mówisz mi to, bo nie chcesz,
aby Sasuke dostał ode mnie w zęby? - Neji się zaśmiał, jakby przeczuwając moje
intencje.
- To też. Na forum już krążą
plotki o tym zajściu. Do poniedziałku rozpędzą się pewnie aż za bardzo. Chcę
abyś wiedział wcześniej i nie denerwował się jak to miało miejsce po powrocie z
wyjazdu.
- Wtedy on cię naprawdę jedynie
pocałował?
- W kwestii jakiej pytasz
odpowiedź jest tak. Spędziłam z nim wtedy uroczy wieczór. Można to chyba nawet
nazwać randką.
- Gdzie ty go w ogóle poznałaś?
- Na imprezie u Sasuke. - Nie
miałam już ochoty kłamać. Zwłaszcza, że wiedziałam co mój braciszek właśnie
robił. To było przesłuchanie. Jego dłoń niby przypadkiem ścisnęła mój
nadgarstek. Sprawdzał czy go okłamuję, próbując wyczuć skok mojego pulsu. Tak
robił Hanie. Pierwszy raz sprawdzał mnie. - Chociaż poznaliśmy się w
ciemnościach i nie wiedziałam, że on to on. Dopiero kiedyś po treningu
koszykówki poznaliśmy się oficjalnie.
- Co tam robiłaś?
- Sakura dowiedziała się, że ma
przyjść Sasuke, więc mnie zaciągnęła.
- Co ona w nim widzi? Te
wszystkie laski uganiające się za Uchihami są żałosne. Bez urazy Hinata. Ty nie
jesteś taka jak one.
- Teraz już nie jestem tego
taka pewna. Nie mogę znieść widoku Tsukino przyklejonej do niego. Mam wtedy
takie myśli, że sama siebie nie poznaję.
Brat przestał badać mój puls i ponownie mocno mnie objął.
- Już dobrze. Skoro on jest
taki, to niedługo ją też wystawi jak inne.
- To mnie nie pociesza. -
Westchnęłam głęboko. Leżeliśmy kilka minut, gdy ponownie się odezwałam. - Teraz
twoja kolej.
- Na co?
- Wiesz dobrze o co mi chodzi.
Potrafię rozpoznać, gdy coś cię gryzie i jestem pewna, że od dłuższego czasu
tak właśnie jest.
- Co jeśli zaprzeczę?
- Nie muszę sprawdzać ci pulsu,
by wiedzieć, że to kłamstwo.
- Ałć. - Wyszeptał, po czym się
zaśmiał, a ja mimowolnie poszłam w jego ślady. - Nie wiem jak to robisz, ale
jesteś dobra.
- To co się dzieje? - Zapytałam
i zamilkłam.
Teraz trzeba było uzbroić się w cierpliwość i nie zasnąć w oczekiwaniu.
Neji nigdy nie odzywał się od razu. Zapadała cisza i trzeba było dać mu
poukładać w głowie zdania, które miały precyzyjnie wyrazić jego rozterki. Po
kilku minutach wziął głęboki wdech i przemówił.
- Zawaliłem prawie wszystkie
testy od szefa ochrony. Bo widzisz on nie testuje mocnych stron, tylko te
słabe. No a ja koncertowo udowodniłem mu, że się nie nadaję na jego zastępcę.
Ostatnio nawet w tym co byłem dobry, idzie mi słabo.
- Co to dla ciebie oznacza? -
Zapytałam zbita z tropu. Przecież on jest geniuszem jak to możliwe, że coś
zawalił? Nie mieściło mi się to w głowie.
- Odciął mnie od wielu szkoleń,
w których brałem udział. Dostałem nowe zadanie i nie mogę sobie z nim poradzić.
- Jakie to zadanie?
- Mam zdobyć przyjaciela.
W życiu nie pomyślałabym, że Kacper może dać Nejiemu takie zadanie. On
był jakiś dziwnym człowiekiem.
- Wiem co sobie myślisz.
Przecież to bułka z masłem.
- Wręcz przeciwnie. To bardzo
trudne zadanie. Ja co prawda mam przyjaciółkę, ale to nie ja ją znalazłam,
tylko ona mnie. Gdyby mnie ktoś dał takie zadanie, poległabym na starcie.
- Mylisz się. Nie wiesz jak
działasz na ludzi. Wystarczy że się na kogoś otworzysz i nie da się ciebie nie
lubić. Ludzie sami do ciebie lgną, bo masz w sobie to coś co przyciąga. Itachi
może i jest dupkiem, ale to inteligentny facet. On też musiał, to w tobie
dostrzec.
- Jeśli ja to mam, to ty
również. Jeśli się otworzysz na ludzi, to i ciebie polubią.
- Mam w klasie tylko jednego
kolegę, Lee. On jest tak pokręcony, że stwierdziłem iż to dobry sposób na to,
aby się z nim skumplować i nie wyjść na dziwaka i odludka. Jakoś nie wyobrażam
sobie by rozwinąć tą znajomość do przyjaźni. No a po tej całej akcji z bójką i
workiem reszta się mnie boi. Ludzie mnie unikają. Szef celowo doprowadził do
sytuacji, żeby odkryto moje uczestnictwo w zawodach karate, kiedy ty byłaś w
Stanach. Zająłem tam miejsce w czołówce. To jeszcze bardziej uświadomiło
innych, aby trzymać się ode mnie z daleka.
- No ale Kacper nie mówił, że
to ma być ktoś z twojej klasy. Możesz zaprzyjaźnić się z kimkolwiek.
- To nie jest takie proste.
- Cały Kacper. On jest dziwny i
pokręcony. Nie wiem jak można dać komuś takie zadanie.
- Owszem jest pokręcony i
czasem sam myślę, że brakuje mu piątek klepki, ale jest dobry w tym co robi.
Wszystkie jego decyzje są przemyślane. Nawet te absurdalne na pierwszy rzut
oka.
- On jest taki doskonały, czy
ma jakieś słabości?
- Owszem ma. - Neji się
zaśmiał. Pewnie coś mu się przypomniało, co go rozbawiło.
- Powiesz mi jakie? - Wzbudził
moja ciekawość.
- Nie mogę. Jak już przestanie
być tajemnicą kim jest, obiecuję, że ci wszystko opowiem. Łącznie z tym jakie
czasem mu numery odstawiamy.
- Psocicie się mu? - Poczułam
odrobinę żalu, czując, że ten świat ukryty przede mną może być całkiem fajny, a
ja nie mam tam wstępu.
- Mamy w grupie szczególnie
jednego śmieszka, który toczy z nim regularną wojnę psikusów. Twój szef ochrony
jest lubiany i na tyle młody, że nie odbiera tego jak obrazę, a dzięki jego
podejściu ludzie go szanują, czasem się go boją, ale też lubą z nim spędzać
czas. Taka z nas pokręcona rodzinka.
- Chciałabym to kiedyś
zobaczyć.
- Zobaczysz.
Byłam już tak zmęczona, że nie miałam siły rozmawiać. Musiało być po
północy, może dalej. Chciałam posłuchać więcej o relacjach w gronie mojej
ochrony, ale już nie miałam siły, a ciało odpływało do krainy snów. No i
odpłynęłam.
Weekend spędziłam z Nejim. Starałam się nie myśleć o Itachim i jego
randce. Brat był w tej kwestii niezwykle pomocny. Wspólnie się uczyliśmy,
pływaliśmy, oglądaliśmy film, nawet tańczyliśmy, kompletnie nie wiem czemu, ale
było fajnie. Nawet byłam na treningu Nejiego. Pokazał mi kilka chwytów. W mojej
ocenie nie bardzo mi szło, ale on zapewniał, że na początku to norma i zanim
nauczę się prawidłowego ruchu ciała, minie sporo czasu. Jeździliśmy też razem
na quadzie po obszernej posiadłości ojca. To był mój pierwszy raz jako
pasażerki. Na prowadzenie w życiu nie dałabym się namówić, ale skoro już
jechałam z jednym i drugim Uchihą motorem, to czemu nie quadem z moim
braciszkiem? Dawno nie pamiętałam takiego dnia. Nawet gosposia powielała nasz dobry
humor, bo oboje byliśmy tak głodni, że rzuciliśmy się na jedzenie jak
wygłodniałe zwierzęta i zachwalaliśmy jej kuchnie jak nigdy dotąd. Kobieta aż
podśpiewywała, gdy zmywała naczynia, a przy kolacji dostaliśmy przepyszny deser
czekoladowy z owocami i bitą śmietaną. Istna bomba cukrowa ze spóźnionym
zapłonem. Ach, co ja bym dała, aby móc zaprosić Sakurę na taki deser.
Przyszywana ciocia zjawiła się na zajęciach w rezydencji, a my niczym dwójka
małych dzieci zaczepialiśmy się pod stolikiem, rozpraszając się podczas zajęć,
nic nie robiąc sobie z jej przywoływania nas do porządku. To był cudowny
weekend i gdy po obiedzie w niedziele mieliśmy się rozjechać do dwóch różnych
domów, czułam smutek i tęsknotę. Chyba z pięć minut ściskałam go, obiecując
sobie, że zrobię wszystko aby pomóc mu znaleźć przyjaciół i by więcej nasz
kontakt się nie popsuł.
Ten weekend to było to, czego brakowało mi od tak dawna w tym kraju.
Coś, czego potrzebowałam, aby mieć siłę stawić czoła światu. By w poniedziałek
wejść do szkoły z podniesioną głową, niewrażliwa na hejt jaki poszedł na mój
temat na tym durnym forum. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie spoglądał na mnie z
wyrzutem czy też obrzydzeniem. Obie z Sakurą spodziewałyśmy się ataku, ale nic
takiego nie nastąpiło. Owszem coś było na rzeczy, coś wisiało w powietrzu i to
się czuło, tylko żadna z nas nie miała pojęcia co i dlaczego.
* * *
- Powinnaś podejść do łazienki
na pierwszym piętrze. - Głos należał do dziewczyny, której nie znałam. Pojawiła
się z nikąd, ale zdecydowanie mówiła do mnie. - I to jak najszybciej, bo nie
zdążysz na przedstawienie.
Rozejrzałam się dookoła, ale nie dostrzegłam nigdzie Sakury.
- Przegapisz przedstawienie,
jeśli będziesz się tak długo zastanawiać.
Kiedy spojrzałam ponownie na twarz obcej mi dziewczyny, tknęła mnie
pewna myśl. Sakura! Kto inny mógł zrobić jakieś przedstawienie niż ona? Pewnie
dlatego jej nigdzie nie było. Byle nie wpadła na Tsukino i... O zgrozo!
One się pozabijają. Prawie że biegłam. Zdyszana wpadłam do łazienki,
zastanawiając się jak niby je rozdzielę, skoro nie udało mi się to poprzedniego razu,
żałując w duchu, że nie wezwałam Nejiego do pomocy. W toalecie jednak nie zastałam bójki,
a zapłakaną dziewczynę. W pierwszej chwili jej nie rozpoznałam. Dopiero gdy spojrzała na
mnie z wyrzutem, pożałowałam, że tu przyszłam.
- Co, pewnie jesteś z siebie
dumna? Nie tylko tobie złamał serce i... - Nie dokończyła zdania. Zacisnęła
zęby hamując szloch, a nowe łzy popłynęły rozmazując jeszcze bardziej na pewno
idealny niegdyś makijaż.
* * * * *
No to macie cosik ode mnie dla was. Tylko się
nie przyzwyczajajcie. Tak długie rozdziały nie będą tu normą. Jeśli ktoś
zauważył, że wcześniej pisałam iż mam 90% rozdziału i zostało mi do dopisania
tylko jedna scena, to wiedzcie w jaki wielkim błędzie byłam. Zamiast 90% miałam
50% :D a tak, dopisałam drugie tyle i śmiało mogłabym go podzielić na dwie
części, ale ten rozdział miał się właśnie tak zakończyć. No a pominięcie
któregoś z fragmentów Hinata-Neji nie wchodziło w rachubę.
No dobra. To podobało się, czy lepiej
przerzucić się na coś innego? :)
Pozdrawiam i ściskam mocno wszystkich
wytrwałych czytelników…
O boże. Cały dzień dosłownie odświeżałam stronę, w końcu chwilę przed godziną 00 patrzę i jest! Przeczytałam kilka pierwszych zdań i skapłam się że nie wiem o co chodzi xD Zrobiłam sobie szybką powtórkę i teraz, kiedy jestem już po, mogę tylko powiedzieć o Boże. Jak zwykle zakończenie tylko rezerwuje ci miejsce w piekle, ale ogólnie rozdział to cudo, szczególnie wstawki z Sasuke które mega mnie zaskoczyły xD no i cóż mogę jeszcze dodać, życzę przede wszystkim weny i czasu, i gorąco pozdrawiam 💜
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało. Pochlebstwa zawsze miło łechtają ego i nie ukrywajmy, motywują do dalszej pracy.
UsuńSkoro tak długo nic nie wstawiłam, to jak mogłabym nie dać rozdziału z zakończeniem w stylu annzwill? To po prostu nie wchodziło w rachubę :D
Dzięki za komentarz :)
Ej mam nadzieje, że Sasuke nie jest zabujany w Hinacie, bo nie shippuuję ich w tym opowiadaniu xd Ale kurde no czekam aż w końcu Hinata pogada z Itachim, ale nie z darciem ryja tylko na spokojnie, żeby jej wszystko wyjaśnił.
OdpowiedzUsuńOprócz tego kocham Sakurę z Sasorim i mam nadzieję, że się schleją na jakiejś imprezie i coś tam między nimi będzie (żeby Sakura kopnęła w dupę tego Sasuke gbura).
Kacper to Kiba ;))))) Czuję to po prostu.
Cieszę się, że napisałaś kolejny rozdział, kocham LL i mam nadzieję, że będziesz pisać jak najwięcej (a widzę, że jak masz motywację to szybko Ci idzie). Czekam na kolejny rozdział <3
Kiedyś przejrzałam część zamieszczonych przeze mnie komentarzy i stwierdzam, że za dużo w nich ujawniam :D to też nie potwierdzę, nie zaprzeczę i nie nasunę odpowiedzi na żadną z Twoich wątpliwości :D Mogę jedynie życzyć Tobie cierpliwości, a sobie motywacji do pisania, a sama zobaczysz, jak mam zamiar poprowadzić tą historię :))
UsuńCo do motywacji, to owszem, przyszło olśnienie, dzięki czemu mogę śmiało powiedzieć, że mam już część kolejnego rozdziału LL. Ciężko ocenić ile, bo już ten mnie zaskoczył objętością. Jak się nie tak dawno zapędziłam, to napisałam coś, co myślałam, że się w LL-39 pojawi, a tak naprawdę z tego co miałam, pojawiła się tylko sama wredna końcówka. Reszta powstała w przeciągu 2-3 tygodni. Sama nie wiem, bo czas mi ostatnio szybciej leci nawet nie wiem ile dni minęło od czasu zaczęcia pisania konkretnie tego rozdziału.
Cieszę się jednak, że dalej ktoś się tu pojawia i czasem się odezwie, bo dzięki temu i ja czasem wracam i może przyjdzie taki dzień, gdzie zakończę wszystkie rozpoczęte historie. To w końcu miłe przeczytać zakończenie, a nie jedynie liczyć, że może kiedyś coś się pojawi i jakoś dobrnie do końca :)
Dobra koniec tej wypowiedzi, bo popłynę w filozoficzne wywody, a przecież ze mnie taki filozof jak z koziej dupy trąba :)
Dzięki za komentarz :)
Aaaaaaa w końcu jest!!!
OdpowiedzUsuńNo coś wspaniałego, nie moge doczekać się kolejnego rozdziału na tym jak i na innych opowiadaniach :D i tak tylko skromnie wspomnę, że np. Ja nie miałabym nic do tego aby Sasuke zakochał się w Hiancie ^^ pozdrawiam cieplutko i życzę weny!
Cieszę się, że przypadło Ci do gustu to co wklikałam :)
UsuńDzięki za komentarz :)
Nieeeeee, ja też nie jestem za tym, żeby Sasuke czuł coś do Hinaty. Niech on się trzyma lepiej na boku xd
OdpowiedzUsuńA tak ogólnie to super rozdział. Jakoś nie poczułam, żeby tyle czasu minęło od ostatniego rozdziału, czyli jednak dalej nie straciłaś swoich zdolności ;) Czekam na następny rozdział LL. To opowiadanie chyba ma najwięcej sensu na tym blogu, bo jest najbardziej rozbudowane. Trzymam kciuki za wenę!
Najwięcej sensu :) to zabrzmiało intrygująco i nie wiem czy się cieszyć, czy płakać :D no ale pewnie sama jestem sobie winna, w końcu można by bardziej dążyć do zakończenia, a nie te tasiemce, przerwy i takie tam :)
UsuńKto wie, może z pisaniem jest jak z jazdą na rowerze. Chociaż, mimo że się nie zapomina jak się jeździ, to słowo daję, dziwne uczucie gdy po wielu latach w końcu wsiada się na rower. Szczególnie, gdy jest nie dopasowany do osoby wsiadającej :D ale pochwalę się, nie wywaliłam się, a to można nazwać sukcesem :D
Dzięki za komentarz :) i nie zwracaj uwagi na to co piszę :) głupawka rządzi!! ;P
Bardzo długi i ciekawy rozdział. W sumie nie miałabym chyba nic przeciwko jeśli Sasek byłby zabujany w Hinacie ale jakoś mi to nie pasuje do tego opowiadania. No nigdy przecież nie wykazywał żadnych cieplejszych uczuć wobec niej. Chociaż to że to on już dwa razy ją łapał jest dziwnym zbiegiem okoliczności (mój najdziwniejszy pomysł mówi że pracuje on w ochronie Hinaty, ale to byłoby wtedy chyba za baaardzo pokręcone^^ )
OdpowiedzUsuńNikt o tym nie mówi ale.. jaką książkę dał Sasori Sakurze?! No przecież tam musi być jakieś ukryte przesłanie.
Cieszę się, że przynajmniej z Nejim sobie wszystko wyjaśnili. No i Hinata przyznała, że kocha Itachiego. I jeśli przyjąć, że to na końcu to była Tsukino. Dodajmy, że rzucona niedawno przez Itachiego, to Uchiha i Hinata powinni już być na dobrej drodze do jakiegoś wyjaśnienia sobie wszystkiego. Znając jednak Ciebie, to opowiadanie i wiedząc że to tasiemiec jest oczywistym dla mnie że nie będzie tak pięknie. Chyba za dużo się pomiędzy nimi złego wydarzyło. Mimo wszystko ja im kibicuję i życzę happy endu. :)
Weny życzę i pozdrawiam
Annyi